.
Fundacja NJM
Start Idea, działalność Wydarzenia Wspólnota, przyjaciele Formacja duchowa Wydawnictwo Kontakt 
.
.

Wydarzenia - rozwinięcie: Sylwestrowe świętowanie, 1.I.2022

zdjęcia | powrót do kroniki


     Stary rok zakończyliśmy w kościele Najświętszego Serca Jezusowego na Julianowie, bo przecież przeżywaliśmy go zgodnie z mottem tamtego sylwestra: "W Sercu Jezusa". A Nowy – 2022 chcemy przeżyć szczególnie przy "Sercu Maryi Niepokalanej" i stąd motto tegorocznego Sylwestra. Jak bardzo było to profetyczne i uprzedzało wydarzenie roku 2022, które już znamy (wojna na Ukrainie i wielki kryzys polityczny i gospodarczy w świecie, wywołujący egzystencjalne lęki), które skłaniają do zaufania Bogu na wzór Maryi i naśladowania pokory Jej Serca. "Zwycięstwo jeśli przyjdzie, przyjdzie prze Maryję", powiedział prymas kardynał A. Hlond. I te słowa, i Słowo, jakie otrzymaliśmy w czasie pierwszego spotkania modlitewnego w 2022 roku z Łk 21, 5–28 wskazują na potrzebę niezachwianej wiary w zwycięstwo Jezusa nad złem w świecie, nad aktualnymi burzami i zawirowaniami dziejów przez podjęcie duchowej walki mocą Bożą i ufne trwanie na wzór Maryi. Maryja swym Niepokalanym Sercem trwała do końca przy Sercu Jezusa.
     A oto Słowo Boże, które otworzyliśmy na rozpoczęcie 2022 roku i jego aktualizacja.

Łk 21, 5–28
     Kiedy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, On powiedział: "Nastaną dni, kiedy z tego wszystkiego, czemu się przyglądacie, nie pozostanie kamień na kamieniu. Wszystko legnie w gruzach". Zapytali Go: "Nauczycielu, kiedy to się stanie i jaki będzie znak, że to wszystko już nadchodzi?".
     On zaś odpowiedział: "Uważajcie, abyście nie zostali wprowadzeni w błąd! Pojawi się bowiem wielu takich, którzy w moje imię będą mówić: «Ja jestem» oraz: «Nadchodzi czas». Nie idźcie za nimi! A kiedy usłyszycie o wojnach i rozruchach, nie trwóżcie się. To bowiem musi się najpierw wydarzyć, ale jeszcze nie zaraz będzie koniec". I mówił do nich: "Powstanie naród przeciwko narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą też wielkie trzęsienia ziemi, a w różnych miejscach klęski głodu i zarazy. Pojawią się straszne zjawiska i znaki wielkie na niebie.
     Ale zanim to wszystko się stanie, wystąpią przeciwko wam i będą was prześladować, wydając synagogom i wtrącając do więzień. Ze względu na moje imię poprowadzą was przed królów i namiestników. Będzie to dla was okazja do dawania świadectwa. Weźcie to sobie do serca, by nie przygotowywać wcześniej swojej obrony. Ja wam dam wymowę i mądrość, której nie będzie mógł się oprzeć ani przeciwstawić żaden wasz przeciwnik. Będą was wydawać nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele. A niektórych z was zabiją. Będziecie znienawidzeni przez wszystkich z powodu mojego imienia. Ale nie zginie nawet włos z waszej głowy. Dzięki swej wytrwałości zyskacie wasze życie.
     Kiedy ujrzycie Jeruzalem otoczone przez wojska, wtedy wiedzcie, że nadchodzi już jego spustoszenie. Wtedy mieszkańcy Judei niech uciekają w góry, przebywający w mieście niech z niego wyjdą, ci zaś, którzy będą w okolicy, niech do niego nie wchodzą. Będą to bowiem dni odpłaty, aby się wypełniło wszystko, co zostało napisane. Biada w te dni kobietom w ciąży i karmiącym. Nastanie bowiem wielka udręka na ziemi i gniew na ten lud. Jedni zginą od miecza, a inni zostaną uprowadzeni do niewoli do wszystkich narodów. A Jeruzalem będzie deptane przez pogan, aż czasy pogan przeminą.
     Będą też znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga ogarnie narody bezradne wobec szumu wzburzonego morza. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu tego, co ma nadejść na ziemię, gdyż moce niebieskie zostaną wstrząśnięte. Wtedy zobaczą Syna Człowieczego przychodzącego na obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy to zacznie się dziać, wyprostujcie się i podnieście głowy, bo zbliża się wasze odkupienie".

Mariusz
     Oczywiście można ten fragment zakończyć na wersecie 18. – "Ale nie zginie nawet włos z waszej głowy." albo na 19. – "Dzięki swej wytrwałości zyskacie wasze życie.", dlatego że później jest to zapowiedź tego, co się stanie z Jerozolimą, jak zostanie zburzona przez Rzymian. A potem jest znowu zapowiedź Paruzji. Tutaj się te dwie rzeczywistości mieszają, ta historyczna i ta eschatologiczna. One się mieszają w zapowiedzi Jezusa, ale nie o to tutaj chodzi. Chodzi o to, żeby zrozumieć, co Pan Bóg chce nam przez to wszystko powiedzieć. Dlaczego akurat przez ten fragment do nas przemawia? Oczywiście, pierwsza rzecz, która mi przychodzi na myśl, to żebyśmy dobre wnioski wyciągali z tych wszystkich znaków czasu, które po prostu są dzisiaj. To, co się dzieje na zewnątrz, to są znaki tego, jak sposób Bóg też widzi całą rzeczywistość. Chce nam powiedzieć, że nie będzie nam lekko. Jeżeli ktoś sobie wyobraża, że życie chrześcijańskie to jest jakaś idylla, że to jest jakaś zapowiedź bezkonfliktowego, bezstresowego życia, w którym Pan Bóg oczywiście błogosławi we wszystkim i jest nam dobrze i jest nam bezpiecznie, to jest w błędzie. Oczywiście włos z głowy nam nie spadnie, jak mówi Jezus, ale trzeba całe życie oprzeć wyłącznie na Bogu na wzór Maryi. Jego słowo rzeczywiście trzeba przyjąć do naszego życia, żeby ono przemówiło, bo to jest zapowiedź Jezusa, który mówi, że wróci, że przyjdzie ponownie! Trzeba każdy dzień potraktować jako ostatni w tym znaczeniu, że nie wiemy kiedy przyjdzie. Dzisiaj na przykład, kiedy ksiądz mówił o śmierci, mówił o lęku przed śmiercią, to oczywiście pierwsze, co mi się nasunęło, to że się śmierci nie boję! Bo niby czego miałbym się bać? Ja się boję tylko tego, żebym po prostu nie zaniedbał przed Bogiem tego, co miałem zrobić, a nie zrobiłem, tego jedynie się boję. To jest jedyna moja obawa. I tak chyba trzeba patrzeć na swoje życie. To wymaga naprawdę wielkiej reformy i naprawdę wielkiej przemiany serca. Dlatego chrześcijaństwo to nie są żarty. To, co się robi dziś z chrześcijaństwa, to jest żart. Potrzeba ciągłej reformy życia, przemiany, wielkiego obumierania – umierania tych złudnych nadziei, które pokładamy w tym świecie i przywiązania do tego świata. Stąd oczywistym znakiem jest to, dlaczego byliśmy na Mszy świętej kończącej cały rok, która jednocześnie była w intencji za zbawienie wszystkich tych zmarłych osób w ciągu roku. To jednak nie jest dla nas czas żałoby, ale czas refleksji. Osobiście miałem jeszcze jeden znak bo dzisiaj otrzymałem wiadomość, że mój kuzyn zmarł właśnie niespodziewanie na atak serca albo na zator. To jest oczywisty znak, że jeżeli my nie obumrzemy na tym świecie, jeżeli nie będzie śmierci starego człowieka, jeżeli my nie zrezygnujemy z siebie w tym znaczeniu właśnie, z tego egoistycznego życia świata, z tej swojej wygody, tego swojego wygodnictwa, tych ciepłych bamboszy, tego myślenia, żeby było łatwo, lekko i przyjemnie, żebym miał święty spokój, i nie będziemy od siebie wymagać dużo, dużo więcej, to nie możemy się nazywać uczniami Jezusa. Od siebie trzeba wymagać. Dlatego ja wymagam od innych, bo wymagam od siebie. I też mógłbym spać teraz i powiedzieć: A co mnie tam obchodzi, kto urządza sylwestra, czy jak obchodzi sylwestra. Ale człowiek, który nie myśli o sobie, przede wszystkim myśli o innych. Nie może po prostu spać, musi tę noc spędzić z Jezusem i po prostu zapraszać do tego innych. I tak ja w 89 roku przeżyłem pierwszego sylwestra z Bogiem i wtedy On wszedł do mojego serca, bo Go zaprosiłem. Tak to trwa, dlatego tu jesteśmy. Ale każdy z nas musi od siebie wymagać. To nie jest tak, że jeden będzie wymagał od innych. My mamy sami od siebie wymagać. Musimy od siebie wszystkich wymagać przezwyciężania naturalnych skłonności, słabości i wielkiej przemiany, wielkiej metanoi, która musi w nas nastąpić w sposobie myślenia i działania, w autentycznym oderwaniu się od tego świata.
     Nie chodzi o to, żeby tego świata nie lubić, żeby z niego nie korzystać, żeby nie mieć radości życia związanego z tym, że jest to świat stworzony przez Boga, tylko żeby umieć z niego korzystać. A człowiek umie korzystać ze świata wyłącznie wtedy, kiedy kocha, kiedy ma miłość Boga. Ale nie jakąś tam miłość według swoich wyobrażeń, tylko miłość Bożą. Wtedy umiemy korzystać z tego świata tak samo, jak umiemy skorzystać z czasu sylwestra. Ale żeby spędzić go tak, żeby był na chwałę Bożą. Popatrzmy: nie ma Mszy świętej teraz o północy w żadnym pobliskim kościele. W jednym kościele nie ma, w drugim, bo wszyscy śpią. I Jezus im to kiedyś pokaże, że byli ludzie, którzy chcieli zacząć ten Nowy Rok z Bogiem, na Eucharystii, ale oni tego nie zrobili, bo oni śpią, bo to jest dla ich wygody.
     I tego się boję, dlatego ja nie śpię.
     I w takich kategoriach trzeba zacząć myśleć naprawdę poważnie o swoim życiu dla ewangelizacji tego świata, a wpierw o zmianie swojej postawy i innych. Przecież w tym momencie w kościołach wszędzie powinna być gloria – chwała Boża jako alternatywa dla tego świata. Jaka jest alternatywa dla tego świata, dla tych idiotycznych wybuchów petard? Dlaczego u jezuitów była Msza święta i było sylwestrowe świętowanie z Bogiem? Właśnie dlatego, że ojciec Józef rozumiał, że nie wolno zaniedbać żadnego dobra, że chrześcijaństwo to jest alternatywa dla tego świata. Chrystus przyszedł nas wyzwolić z tego idiotyzmu świata, a nie po to, żeby nam było wygodnie. I stąd na przykład te wszystkie zapowiedzi i to, że nie będzie nam łatwo, że będą nas prześladować. To jest proste – jeżeli ja nie mam utrapień, przeciwności, jeżeli nie jestem prześladowany, jeżeli wszędzie chodzę jakby nigdy nic się nie działo, to znaczy, że jestem pseudochrześcijaninem. Ja nie głoszę Chrystusa i się nikomu nie narażam. Ja muszę się narażać. Ja muszę to robić w sposób jawny. Ja muszę to robić wobec rodziny, wobec wszystkich w sposób jawny, oczywisty.
     I wtedy Duch Święty przeze mnie mówi, ale tylko przez autentycznych świadków, a nie przez ludzi, którzy tak jedną nogą uchylają drzwi, a drugą ją zamykają. To jest na tej zasadzie.
     I dlatego Kościół tak wygląda, bo nie ma w nim wiary i nie dziwmy się.
     Jeżeli my wymagamy od siebie, to możemy wymagać wtedy od innych, a jeżeli nie wymagamy od siebie, to nie wymagamy od innych. I Chrystus to słowo nam kieruje. To słowo, które mówi: "Zacznijmy wymagać od siebie więcej". Zacznijmy wymagać, żeby to nasze życie chrześcijańskie się autentycznie przeobrażało w takie życie wiary, w którym my "chodzimy po falach", naprawdę chodzimy w Chrystusie. Jesteśmy świadkami i naprawdę jesteśmy przejęci tym, żeby nie zaniedbać żadnego dobra. Naprawdę jesteśmy przejęci tym, żeby była ewangelizacja, żeby właśnie nie przespać żadnej godziny, żeby nie przespać swojej modlitwy, żeby nie przespać chwały Bożej, tylko żeby wyjść naprzeciw. Ale to będzie wtedy tylko, kiedy pokonamy siebie, właśnie zaczniemy od siebie więcej wymagać.
     Zdecydowanie więcej człowiek musi od siebie wymagać, przede wszystkim w sensie przezwyciężenia słabości, bo mamy Ducha, który jest mocą, który jest po prostu wobec tego świata naszym Parakletem. On jest naszym obrońcą, bo jest takim naszym mecenasem wobec świata. Mamy tę moc, tylko do tej mocy musimy się cały czas odwoływać. Tak samo jak teraz, kiedy już moglibyśmy być fizycznie zmęczeni, to my się odwołujemy do mocy Bożej. Ona nam pozwala dalej trwać w czymś, co jest ponad naszą naturą. Właśnie o to chodzi w tym przesłaniu, bo to nie jest przesłanie, które ma ludzi straszyć, tylko to jest przesłanie, które ma ludzi budzić. Ono ma nas budzić do prawdziwego oczekiwania na Chrystusa, na marana tha, które zresztą śpiewaliśmy i dziś, bo mamy nowy utwór "Mocni w wierze" z takim refrenem, który dopiero co powstał w tegorocznym adwencie.
     I żebyśmy się przestali lękać tego świata, bo to jest po prostu ten problem wielorakich lęków, przede wszystkim obaw o względy ludzkie, o jakiejś tam sprawy, o jakieś konkretne osoby. Jeżeli my się nie narazimy w tym świecie, nie będziemy znienawidzeni przez ten świat, to znaczy, że nie głosimy Chrystusa. Nie jesteśmy świadkami. I Chrystus po prostu w momencie spotkania nas zapyta: Coś uczynił? Czy to było takie strasznie trudne? Czy my się już opieraliśmy do krwi? Czy nam grozi to, że nas ukrzyżują, jeśli będziemy głosić Chrystusa otwarcie, czy nam to grozi? Nie, św. Paweł mówi, "przecież do krwi jeszcze się nie opieraliśmy" (por. Hbr 12, 4), a sam zapłacił krwią za swoje świadectwo. W gruncie rzeczy w nas jest tyle lęków, że człowiek boi się własnego cienia.
     I to jest najważniejsze – zmiana tej postawy. Do tego, żeby myśleć poważnie o jakiejś ewangelizacji, myśleć poważnie o tym, żeby kogoś przyprowadzić do Chrystusa, żeby być wiarygodnym świadkiem dla Niego, żeby po prostu powiedzieć Mu: No, dobrze. Ale czy dalej chcemy tkwić w absurdzie tego świata? I tego, że ta świątynia leży w gruzach?... Tu chodzi o to, że rzeczywistość tej świątyni, która za chwilę zostanie zburzona, to jest rzeczywistość ludzka. Bo Bóg nie mieszka w świątyni zbudowanej ludzkimi rękami. I wszystko to, co my sobie zbudujemy własnymi rękami bez udziału Boga, i tak nie przetrwa czasu.
     Wszystkie te nasze projekcje, oczekiwania, te plany, to wszystko, czym bylibyśmy jeszcze związani z tym światem, w którym nie ma woli Bożej, w której nie ma budowli Bożej, to wszystko, jak ta świątynia, zostanie zniszczone. Nic z tego nie zostanie. Kamień na kamieniu nie zostanie. I tak będzie z naszymi planami. Ja się o tym przekonuję też w swoim życiu i też patrzę na to w jakiś sposób, że następuje to obumieranie ziarna. Ten rok, to był taki rok właśnie w Sercu Jezusa. To był taki rok bardzo trudny. To był taki rok umierania.
     I to jest umieranie też dla różnorakich oczekiwań czy nadziei. Właśnie do tego też, żeby nie było za łatwo, żeby sobie postawić większe wymagania. Żeby sobie postawić większe wymagania w sensie świętości życia. Musi być większa świętość życia. Musi być większa wiarygodność, właśnie to większe obumarcie ziarna, większe przeobrażenie wewnętrzne, żeby pokonać wreszcie te swoje jakieś zadawnione sprawy, słabości, jakieś zachowania, które po prostu nie licują z życiem chrześcijańskim, o których wie tylko Bóg i człowiek, bo to właśnie wychodzi w rachunku sumienia. Żeby to zostało pokonane, żeby to nie była właśnie najpierw ewangelizacja na zewnątrz, bo będzie aktywizmem, tylko taka płynąca z przemienionego serca do drugiego serca. Najważniejsze, żeby zasiać tam ziarno słowa, które obumrze i wyda owoc. Na wszystko przychodzi czas, wtedy gdy Pan Bóg chce posyła nas na zewnątrz, ale my jesteśmy ewangelizowani permanentnie.
     I to był taki rok umierania. Ja właśnie dlatego Panu Bogu chcę na koniec podziękować w tym starym roku za to szczególnie, że to był taki rok trudny, ale za to umieranie, za to, że widzę to przeobrażenie wewnętrzne, że widzę to jakieś upodobnienie do Serca Jezusa w miłowaniu, widzę postęp.
     Za to dziękuję też – za każdego z was, za to, że widzę, że każdy zrobił jakiś krok. Oczywiście każdy swoją miarą, bo to są różne miary. Różne osoby są w różnym miejscu, ale jakąś swoją miarą zrobił ten krok, w sensie tego przeobrażenia wewnętrznego, tego większego upodobnienia się czy większego rozumienia życia chrześcijańskiego. To się stało na Ćwiczeniach szczególnie. To się stało w czasie tego seminarium rekolekcyjnego, w czasie czuwania, w czasie tych naszych modlitw, ale to się dzieje cały czas. Oczywiście to się dzieje cały rok i za to chcę Bogu podziękować, bo po prostu to dostrzegam i wiem, że to powinniśmy kontynuować, i że Bóg nam mówi przez to słowo, że nie będzie łatwo, nie będzie lekko.
     Ale żebyśmy też myśleli w sercu o innych i żebyśmy się chcieli narazić temu światu, żeby naprawdę głosić Chrystusa.
     O to będę prosił, żebyśmy naprawdę tam, gdzie wiemy, że szczególnie nam właśnie trudno jest ewangelizować, ale żebyśmy, to robili i robili to naprawdę z całym przekonaniem, że my sami tego nie czynimy, bo my nie jesteśmy tymi głównymi ewangelizującymi, tylko Duch Święty.
     Nie my, tylko On. I że na tyle nas Pan Bóg uświęca czy na tyle nas prowadzi, na tyle nam daje tej mocy czy tego obdarowania, że to nam wystarczy. Że wystarczy nam Jego miłość i łaska. To wystarczy, tylko mamy to zacząć robić. Mamy to czynić i z tego tytułu nie oczekujmy wielkiej nagrody, tylko raczej oczekujmy utrapień i przeciwności. Jeżeli one będą, jeżeli będziemy czuli, że właśnie jest ten ucisk, że są te prześladowania, że są trudności, to znaczy, że głosimy Ewangelię i oddajmy wtedy chwałę Bogu. Właśnie tym, że nie chciejmy, żeby nam było lekko. Bo wtedy, jak nam jest lekko, to znaczy, że nie głosimy Ewangelii.
     Oczywiście, to nie jest tak, że ewangelizacja jest tylko pasmem przeciwności i utrapień, bo to jest oczywiście tak samo wielką radością i wielkim entuzjazmem, wielkimi sukcesami w Duchu Świętym, ale zawsze jest to okupione jakąś ofiarą i nie może nam być lekko. Musi być jakiś rodzaj ofiary z naszej strony, jakiś rodzaj krzyża, jakiś rodzaj obumierania. I wtedy dopiero, kiedy coś więcej ofiarujemy z siebie, możemy oczekiwać, że to wyda większy owoc.
     To chciałem powiedzieć też, dziękując Bogu za stary rok. I proszę o to, co chcę w Nowym Roku, żeby się dokonało. Amen.

A za co chcą podziękować inne osoby ze wspólnoty?

Kasia
     Ten rok miniony to był dla mnie przede wszystkim taki czas bardzo błogosławiony przez to, że Pan Jezus uczył mnie tego, jaka jest Jego miłość. I to, co mi najbardziej pozostanie z tego roku, właśnie jest też związane z Sercem Pana Jezusa. Tak sobie teraz uzmysławiam, że właśnie trwanie przy Sercu Jezusa i to, że On objawia, jakie ono jest, przy wszystkich tych trudnościach minionego roku najważniejsze właśnie jest to i za to chcę dziękować bardzo Panu Jezusowi. I to jest też myślę właśnie wyjście ku przyszłości, że dla mnie osobiście bazą do oczekiwania na powtórne przyjście Chrystusa i na te wszystkie, różne problemy, trudne sytuacje bazą, tym oparciem może być tylko Jego miłość, ale którą ja muszę poznawać, zgłębiać i doświadczać tego (tych trudności). Pan Jezus daje mi w tym wszystkim z jednej strony doświadczenie własnej słabości wielkiej, a z drugiej strony właśnie tej miłości, jaka ona jest. Ona przekracza moje wyobrażenia i oczekiwania – jest zaskakująca.
     I może w nawiązaniu do tych słów, że "Moje drogi nie są waszymi drogami, wasze myśli, Moimi myślami", to właśnie Pan Jezus mi pokazuje, że miara Jego serca, Jego miłości, to nie jest absolutnie właśnie miara, nawet tych moich wyobrażeń czy mojego serca. To jest zupełnie inna rzeczywistość.

Ania
     Ja powiem, że Słowo, które teraz zostało do nas skierowane, jest bardzo wyraźnie skorelowane z tym Słowem, które było w pierwszym czytaniu na Mszy świętej 31. grudnia z Listu świętego Jana Apostoła (1 J 2, 18–21): "Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak, jak słyszeliście, Antychryst nadchodzi, bo oto teraz właśnie pojawiło się wielu Antychrystów; stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina. Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas; bo gdyby byli naszego ducha, pozostaliby z nami; a to stało się po to, aby wyszło na jaw, że nie wszyscy są naszego ducha. Wy natomiast macie namaszczenie od Świętego i wszyscy jesteście napełnieni wiedzą. Ja wam nie pisałem, jakobyście nie znali prawdy, lecz że ją znacie i że żadna fałszywa nauka z prawdy nie pochodzi."
     Dla mnie stanowi ono wyraźne przesłanie na ten rok (2022). Muszę powiedzieć, że też się łączy z całym minionym rokiem, bo właściwie to, iż Jezus zaprosił mnie do swojej rzeczywistości, do rzeczywistości swojej miłości, i w tej całej drodze, w tej wspólnocie pozwolił mi poznawać siebie, poznawać tę Jego miłość, to faktycznie jest rzeczywistość, która pozwala oderwać się od tego świata zwariowanego. I ja czułam wielką wdzięczność, i w ogóle w tym dzisiejszym dniu, w tym świętowaniu towarzyszy mi wdzięczność dla Jezusa za to, że On otworzył dla mnie tę rzeczywistość, która mi pozwala autentycznie żyć, wyrywać się z tego światowego stylu, z myślenia tylko o sprawach egzystencjalnych, doczesnych, od pokładania nadziei w tym świecie. Bo to tak właśnie było, że ta "zasłona", ta ciemność, która panowała we mnie, światłem Chrystusa została rzeczywiście rozświetlona. I ten rok też był szczególnie (ja miałam takie przeświadczenie) takim coraz większym otwarciem we mnie tych przestrzeni, w których może panować Chrystus, i wtedy autentycznie po prostu byłam w tym roku – szczególnie przez te wszystkie wydarzenia, także nawet trudne – w ten sposób prowadzona przez Jezusa. Właśnie to pozwala mi rzeczywiście się wyrywać z moich egoizmów, z tych przywiązań, które jeszcze są, i uzyskiwać pokój.
     Za to jestem Jezusowi wdzięczna. A szczególne jeszcze przesłanie odczytuję w dalszym fragmencie Listu Jana: "Wy zaś zachowujecie w sobie to,co słyszeliście od początku. Jeżeli będzie trwało w was to, co słyszeliście od początku, to i wy będziecie trwać w Synu i w Ojcu. A obietnicą tą, daną przez Niego samego, jest życie wieczne. To wszystko napisałem wam o tych, którzy wprowadzają was w błąd. Co do was, to namaszczenie, które otrzymaliście od Niego, trwa w was i nie potrzebujecie pouczenia od nikogo, ponieważ Jego namaszczenie poucza was o wszystkim. Ono jest prawdziwe i nie jest kłamstwem. Toteż trwajcie w nim tak, jak was nauczył. Teraz właśnie trwajcie w Nim, dzieci, abyśmy, gdy się zjawi, mieli w Nim ufność i w dniu Jego przyjścia nie doznali wstydu" (1 J 2, 24–28).
     I w tych fragmentach po prostu jest mowa i o Antychryście, że jest tych Antychrystów dużo, i o fałszach – to wszystko widzimy w tym świecie, co się w tej chwili wyprawia. I ratunkiem jest właśnie to, żeby zachować to, co słyszymy – zdrową naukę. I tę miłość. Wiara, Nadzieja, Miłość! I chwała Panu! Po prostu chwała Panu za to wszystko, co się wydarza! Bo to wszystko ma miejsce w Jego Sercu. I w Sercu Maryi.

Zbyszek
     Ja miałem takie refleksje, że, cóż, chodzę codziennie na Mszę świętą; owszem, Jutrznię odprawiam, jakiś tam, jaki by nie był, ten rachunek sumienia jest. No, ale co z tego, co z tego? Nie ma tego niepokoju o innych – takiego czegoś, co wydawało mi się, że kiedyś miałem. Jakbym to zatracił, że nawet przyczynek jakiś słowny był sumptem do tego, żeby po prostu ewangelizować. Jak było, tak to było, ale była jakaś gorliwość, taka chęć, naprawdę gorąca, mówienia słowa Bożego.
     A szczególnie... nie wiem, czy po prostu nie powinienem jeszcze raz wrócić do pracy zawodowej, bo tam mi było w miarę jakoś łatwiej, dlatego może, że po prostu wszystkich znałem czy można było prościej ewangelizować. Oczywiście, jest trudno głosić Słowo Boże wśród rodziny. To też się nieraz rozpoczynało, ale doszedłem do wniosku, że ja mogę być tylko wzorem postępowania w jakiś sposób, bo jeżeli zaczynam rozmowę, to tak jakbym rzucał, jak to się mówiło, perły przed wieprze, bo oni potrafią to wszystko zignorować, nawet nie powąchają tego. To jest tak, że oni swoje wiedzą i może ich tylko zadziwić to, jaki człowiek jest głupi po prostu, że traci czas, że słucha albo, że chciałby przełączyć telewizję, kiedy oni oglądają np. Formułę 1. Mogę powiedzieć, że to są jakieś plusy, ale po prostu nie ma we mnie tej gorliwości, takiej chęci, żeby naprawdę ewangelizować, żeby z mocą głosić Słowo Boże w każdym momencie. Owszem, zdarza się to nieraz w kościele, zwłaszcza jeżeli ktoś na przykład nie nosi tych maseczek, to jest przyczynek do tego, żeby wyjaśnić, dlaczego powinien nosić. Czy nawet mówiąc, że chodzi o miłosierdzie Boże w stosunku do mnie, że ja noszę dlatego, żeby nikogo nie zarazić, a nie dlatego, że ktoś sobie tego życzy. A poza tym jest to w jakiś sposób po prostu przynaglenie. Natomiast wiem, że "zasypiam" w domu w tym sensie, że brak tego wsłuchania mnie zniechęca. Może powinienem właśnie wyjść do innych, gdzieś indziej, w jeszcze stare układy, jakieś może nawiązać powtórnie znajomości, bo dla rodziny to, że ja jestem przykładem, to praktycznie nic nie daje. Owszem, zawsze jest jakieś wytłumaczenie – bo albo mam dzieci pod opieką, albo muszę tamto czy siamto, albo po prostu nie jestem takim świadkiem widocznym, żeby ktoś zauważył to , że jacyś szaleńcy są i skąd się biorą ci ludzie, ci którzy właśnie głoszą to Słowo. Jest to w jakiś sposób napomnienie i przynaglenie dla mnie, żeby sprowadzić kogoś, poszerzyć naszą wspólnotę. To jest zastanawiające naprawdę i ja będę chciał coś takiego zrealizować. Czy się to uda? Zobaczymy. Mam nadzieję, że tak.
     Oczywiście ta cała sytuacja teraz w Polsce, to co się dzieje w świecie, nie sprzyja wychodzeniu na zewnątrz. A nawet jak czyta się te czasopisma – Sieci czy Gościa Niedzielnego, ci ludzie, co to wszystko opisują, mają oczywiście rację, starają się to wytłumaczyć, i ja wszystko to po ludzku rozumiem, natomiast tak sobie myślę, że to się nie dlatego dzieje, dla zrozumienia kogoś czy zrozumienia czegoś, albo dlatego, że szatan właśnie już jest, że już jest wielu antychrystów pośród nas, ale dlatego, żebym po prostu ja mógł poprosić Pana Boga o to, żeby pomógł tę Polskę ochronić. Przecież nie ochroni nas 120000 ludzi na granicy, jeżeli On nie będzie bronił tych naszych granic. Na tej zasadzie, jeżeli ja się nie będę się modlił na przykład za Prezydenta, żeby on miał dobre myśli, dobre postanowienia w stosunku do Polski, to kto mu pomoże? I jak sam Prezydent nie będzie się modlił? Wierzę w to, że to, co się dzieje, nie dzieje się dlatego, że świat tak chce. Świat jest zawsze zły, niedobry. Będzie innych uciskał drugi człowiek, a jeżeli nie będzie się prosić, nie będziemy prosić Pana Boga, jeżeli ja Go nie będę prosił o jakieś powodzenie czy rozwiązanie tych spraw, to ja będę pogłębiał tę rzeczywistość przez swoją bierność. To takie wewnętrzne moje odczucie.
     I sam chłód wieje ze mnie, nie czuję takiej więzi z wiernymi na moich porannych Mszach świętych, modlę się z aniołami, którzy właśnie są razem ze mną na Mszy świętej.

Krzysiek
     Ja myślałem o tym, że w ostatnim czasie, powiedzmy, że w ostatnim roku odczuwałem taką łaskawość Boga wobec mnie, mimo grzeszności, mimo mojego zamknięcia w sobie. I tak samo, co zawsze odczuwam nieodmiennie, że nie jestem tutaj lepszy od innych, a właściwie przeciwnie. Ja wiem, że nie należy się porównywać, ale takie uczucie zawsze gdzieś tam we mnie siedzi, więc mimo to wielokrotnie czułem, że ze strony Osób Boskich mam jakieś wsparcie. Czułem to po prostu, doświadczając takich sytuacji, powiedzmy, z których byłem zadowolony, były rozwiązaniem spraw na moją korzyść. W tej chwili od konkretów abstrahuję. Myślę, że zadaniem na przyszłość byłoby tak współpracować z Bogiem, tak Mu się poddawać, żeby tym wyrażać swoją wdzięczność za te łaski, czyli zwracać uwagę na to, żeby zasługiwać na miano dziecka Bożego, unikać grzechów, nie zaniedbywać modlitwy, tym się kierować.


zdjęcia | powrót do kroniki
.
.
| Start | Idea, działalność | Wydarzenia | Wspólnota, przyjaciele | Formacja duchowa | Wydawnictwo | Kontakt |
.
. .
fundacja ewangelizacja media odnowa miłość sobór wspólnota mocni w wierze największa jest miłość kościół charyzmaty Duch Święty muzyka chrześcijańska liturgia centrum kultury chrześcijańskiej NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ Fundacja Ewangelizacyjno Medialna wspólnota Mocni w wierze