.
Fundacja NJM
Start Idea, działalność Wydarzenia Wspólnota, przyjaciele Formacja duchowa Wydawnictwo Kontakt 
.
.

Wydarzenia - rozwinięcie: Msza święta w Duszpasterstwie Akademickim "Węzeł", 27.III.2021

zdjęcia | powrót do kroniki


     Eucharystia w intencji naszej przemiany duchowej jako owocu rekolekcji ewangelizacyjnych i łaski okresu Wielkiego Postu. A jest to Eucharystia z liturgia z Niedzieli Palmowej. Po Mszy świętej I sesja seminaryjna poświęcona nawróceniu i uzdrowieniu w ramach seminarium rekolekcyjnego "Żyj na chwałę Trójcy Świętej" i modlitwa wstawiennicza nad każdym z uczestników w tej właśnie intencji.
     A oto świadectwa z pierwszej części seminarium rekolekcyjnego, która była przeżywana czasie Wielkiego Postu i Triduum Paschalnego.

Kasia
     Zwróciłam uwagę na takie powiązanie fragmentu tych naszych rozważań o konieczności tak radykalnej zmiany, jak nawrócenie, to znaczy, że zmienia się coś o 180 stopni czy się z czymś zrywa, z tym, że akurat w ten wtorek było w "Godzinie czytań" rozważanie Bazylego i on też o tym pisze w kontekście chrztu, ale oczywiście jako chrztu, który jest wynikiem nawrócenia. Takiego porównania użył akurat Bazyli, że jak sportowiec dobiega do końca bieżni, a ten dystans jeszcze dalej trwa, no to musi biec z powrotem – żeby dobiec do mety, musi zmienić kierunek, bo inaczej nie dobiegnie. To w książce są takie porównania, są takie jeszcze przenośne, bo rozbudowane, plastyczne jeszcze bardziej. Ale to też mnie tak sprowokowało do myślenia, że chodzi oczywiście o każdego rodzaju nawrócenie, że to po prostu jest konieczna zupełna zmiana. Zresztą to, co często tutaj Mariusz wspomina, jakoś tutaj wybrzmiewa, że nie może to być jakieś tam nawrócenie połowiczne. Ale jest ciągle skłonność do czegoś takiego, żeby jakieś tam sobie zostawiać rzeczy na zapleczu. A tu chodzi o zupełną nowość. Jakoś tak cały czas to rozważam też w odniesieniu do jakichś, konkretnych sytuacji, chociażby w podejściu do tego, żeby odchodzić od wszelkiego rodzaju marudzenia czy szemrania, czy niezadowolenia. Musi być większa gorliwość w tym względzie, właśnie dziękczynienia, chociażby każdego rana w związku z podejmowaniem jakichś tam obowiązków w domu czy w pracy, że to musi być nowość. Jeszcze zwróciłam uwagę na ostrzeżenie przed posiadaniem leniwego serca. Właśnie próbowałam teraz, to odnaleźć, bo to jest właśnie przed męką Pana Jezusa, to Jego ostrzeżenie będzie w Ewangelii (Łk 21, 34). I modlitwa, to doświadczenie miłości, miłości Jezusa. Na Nim można całkowicie polegać – właśnie, żeby umieć polegać, żeby Mu zaufać tak naprawdę.

Mariusz
     Z tym Bazylim to chodzi o to, że on chrzest przedstawia jako to radykalne nawrócenie. Trzeba wziąć pod uwagę, że chrztu w tym czasie udzielano osobom dorosłym, o których była pewność, że się nawracają, i tylko tym. Rzeczywiście wtedy faktycznie to jest radykalna zmiana życia. Chrzest jest potwierdzeniem tego. Jak wiemy, dzisiaj ta sytuacja jest taka, że to potwierdzenie musi nastąpić dopiero... W tym kontekście też zwróciło moją uwagę to, co Kasia powiedziała. Wtedy tak sobie pomyślałem o Chrzcie Świętym, że dlatego nazywa się te sakramenty sakramentami inicjacji chrześcijańskiej, i my się tym powinniśmy przejąć. Też to do mnie trafiło. Przecież to jest inicjacja, to jest zainicjowanie czegoś, co później musi mieć kontynuację. Nie jest to wypełnienie, tylko to jest inicjacja. Skoro otrzymujemy chrzest jako dzieci, to znaczy, że my mamy to wypełnić, we współpracy z Bogiem.

Ania
     Przeżyłam tę Mszę Świętą z taką radością. Przeżywałam to, że będziemy uczestniczyć w niej w ten sposób, że będziemy czytać. Będziemy po prostu wszyscy jakoś tam zaangażowani bardziej niż normalnie, gdybyśmy uczestniczyli w normalnej Eucharystii gdziekolwiek indziej. Jest to taki specjalny dar. Ja to za każdym razem tak to odczuwam, że po prostu ta Msza Święta jest naprawdę olbrzymim otwarciem Serca Pana Jezusa dla nas i jakoś tak bardzo przeżywałam rzeczywiście to wydarzenie. Później też Mariusz mówił o tym, że dobrze by było, żeby ta nasza modlitwa uzdrowienia i uwolnienia na przyszłość odbywała się właśnie w tej kaplicy. Rzeczywiście i we mnie taka myśl się pojawiła. Jeśli chodzi o samą modlitwę, to nawet trudno jest mi powiedzieć jak głębokie było to przeżycie, tego jeszcze nie miałam. Ja bardzo emocjonalnie wszystkie te wydarzenia zawsze przeżywałam, a tym razem oddałam się Jezusowi z jakąś po prostu ufnością. Poczułam się takim dzieckiem, takim właśnie, i tak jestem przytulona. I Pan Jezus rzeczywiście mnie przytulił przez tę modlitwę wspólnoty. Po prostu się poczułam rzeczywiście taka dotknięta tą ręką Lekarza. I teraz w ogóle cały ten czas, to seminarium, to wszystko jest jakieś wyjątkowe. Nawet wróciłam, aby powtórzyć sobie, do rozważań czwartego tygodnia, tam gdzie jest właśnie mowa o tych wszystkich pożądliwościach, które dopadają człowieka, i zdałam sobie sprawę z tego, że ja przez wiele lat była przekonana, że jestem właśnie takim wspaniałym przykładem człowieka, który nie grzeszy, nie popełnia grzechów; to inni są gorsi, a jeżeli ja popełniam grzechy, to nie aż takie straszne. A tymczasem właśnie teraz tak dogłębnie sobie zdałam sprawę z tego, że właściwie wszystko, czego doświadczyłam w życiu, jak przez to przeszłam, że w ogóle z tego wyszłam, to jest tylko łaska Boża i że każdy grzech, oczywiście każdy grzech mogłabym popełnić. To jest absolutnie pewne, że gdyby nie łaska Boża, gdyby nie to, że Pan Bóg mnie chronił, że też działał i przez ludzi, i też jak w duszy się mocno upominał w wielu momentach, to po prostu mogłabym najgorsze grzechy rzeczywiście popełnić. A tak ze strasznych grzechów zostałam wyciągnięta. Ja mówię: Przypomniałam sobie ten moment, kiedy jeszcze właściwie nie rozpoczęłam tej drogi we wspólnocie, że byłam w takim stanie totalnej rozpaczy właściwie bez jakiegoś, konkretnego powodu ludzkiego. Nic się takiego jeszcze nie wydarzyło, nic się takiego nie nie działo, żebym ja odczuwała taki stan po ludzku. A to było właśnie to wołanie Jezusa we mnie samej, to upominanie się o mnie. Po prostu tak dzisiaj rozmyślałam w urodziny Krzysia i ten czas cały naszego małżeństwa do mnie też wrócił. I po prostu zobaczyłam ogrom miłości i tych darów, które otrzymałam. Nie ma właściwie takiej możliwości, żebym mogła Panu się odpłacić – no właśnie: "Czym się Panu odpłacę za wszystko, co mi uczynił." Nie ma czegoś takiego, a tylko taka ogromna wdzięczność Jezusowi za to, jak On prowadzi i w ogóle za wszystko. I rzeczywiście jest to pragnienie, żeby naprawdę Mu zawierzyć, żeby naprawdę zawierzyć, puścić się tych wszystkich zabezpieczeń – to jest droga. Ja widzę, jak po kolei są pewne rzeczy ode mnie odejmowane, jak rzeczywiście to po prostu uwalnia. Wspomniałeś też o chrzcie. Ja dzisiaj z "Godziny czytań" dnia przeczytałem o tym otwarciu też Serca Jezusa. Z tego przebitego Boku woda i krew wypłynęły. Woda, to jest właśnie ten chrzest. I Eucharystia – krew, która po prostu zapoczątkowała tę Eucharystię. To są te drzwi Kościoła, to są te drzwi świątyni. Jezus otworzył w ten sposób drzwi świątyni dla mnie, ja mogę wejść w ten sposób. Ale właśnie nie tylko przez chrzest, nie tylko przez chrzest, bo to jest dopiero początek, ale musi być i Eucharystia. Inaczej te drzwi się nie otworzą. Nie wiem, czy jasno się wyrażam, ale to mnie tak bardzo poruszyło. Rzeczywiście Jezus pokazał, że bez Eucharystii właściwie nie ma nic.

Mariusz
     Musimy też zawsze mieć to rozumienie i tym żyć, że między Eucharystią także jest cała przestrzeń. Tu chodzi o to, że o tyle ta Eucharystia będzie przez nas przyjmowana czy będzie przez nas celebrowana i wcielana w życie w tym, czym Ona jest, w tym darze, który Bóg dla nas uczynił. On uczynił ten dar dla nas, zostawił ją nam – tę Eucharystię, ale ona będzie przynosić owoce dopiero wtedy, kiedy my przez całą tę pozostałą przestrzeń życia, którą mamy na co dzień, życia do Eucharystii, będziemy żyli z Jezusem. I dlatego z tego przebitego Serca wylały się wszystkie dary i charyzmaty dla człowieka. Wszystkie możliwe, żeby, jak mówi św. Ignacy, wszystko było czynione w Bogu i Bóg był we wszystkim. I tutaj jest oczywiście całe ogromna przestrzeń życia duchowego, bo ona decyduje o tym, jaka później ta Eucharystia jest. Jest jakimś rodzajem doświadczenia dla człowieka, bo oczywiście ona jest szczytem. Ona jest źródłem, a jednocześnie jest i szczytem życia chrześcijańskiego. Ale, jak to wiemy, że z wchodzeniem na szczyty to nie jest tak, że na szczyt nas jakieś helikopter przenosi, tylko na szczyt musimy wejść. Musimy zrobić ten wysiłek, żeby być na tym szczycie. No i teraz jest cała walka o to, co się dzieje między. Tak samo jak chrzest można przyjąć, nie ma problemu rodzice zanieśli, ale co potem z tym chrztem jest w życiu dorosłym, tak? Co się stanie – to jest cała sprawa. I dla mnie też jest ważne, żeby każdy mógł też umieć nazwać to, co jest głównym owocem tego nawrócenia. Wiadomo, że my teraz przeżywamy taki czas, tak. Teraz po raz kolejny to seminarium rekolekcyjne. Za chwilę będą Ćwiczenia, znowu coś tam, jakaś modlitwa. Ale żeby starać się uchwycić teraz na tym etapie tych rekolekcji, po tych pięciu tygodniach, co widzę wewnętrznie, odczuwam i co rozumiem myślą, i widzę to w swoim życiu. Czy jest to jakimś takim, głównym owocem? Czyli przez co, jak to się przejawia? Co się stało i przez tę modlitwę? No, bo to wszystko razem tak się stało i przez Eucharystię, przez te wszystkie rozważania, medytacje. Jak bym to nazwał? Ten główny, jeden, główny owoc, najważniejszy. Żeby czegoś takiego się uczyć, bo ja oczywiście z tego wyciągam później to, co ktoś mówi, ileś tam rzeczy. Potem z tego wyciągam, co jest tym głównym owocem. Ale teraz chodzi o to, żebym nie ja tylko wyciągał, tylko żeby ta osoba miała to rozumienie. Temu też służą te rozważania. Żebyśmy my widzieli to... bo tak, jak na przykład mówisz, to właśnie mówisz o konieczności odejścia od tej wyniosłości serca w każdym przejawie życia. Żeby wejść właśnie w tę pokorę Jezusa, żeby po prostu, rzeczywiście się puścić tych wszystkich zabezpieczeń. To znaczy, żeby przestać w jakikolwiek sposób budować na sobie, że jest jakby znaczne pogłębienie tej świadomości, że to się musi stać, że bez tego po prostu człowiek dalej nie postąpi, ... jest to też wyrazem jego zaufania. To się staje, oczywiście! To się już staje, ale w tym momencie uzyskujesz taką świadomość, gdzie są te zabezpieczenia, tak. Gdzie po prostu są one? Powinniśmy bardziej też konkretnie mówić. że człowiek po prostu szuka i właśnie Eucharystia i modlitwa uwolnienia mu w tym pomaga, i czy ta modlitwa mu w tym pomaga, tak. Bo tutaj chodzi o ten konkret.

Ania
     Muszę znosić cierpliwie siebie. To rzeczywiście się tak kształtuje, że chociażby w tym ostatnim czasie udało mi się nie ulegać zanadto takiemu zabieganiu przedświątecznemu, jak to zwykle bywało. Jeżeli czegoś potrzebowałam, to się pojawiło już to, że się poradzę, co zrobić, jak zrobić. Staram się po prostu nie działać po swojemu, z niecierpliwością.

Mariusz
     Więcej pokoju w tym wszystkim, więcej refleksji, to znaczy jakiejś uprzedzającej refleksji, to jest taki konkretny owoc.

Ania
     Z drugiej strony panuje taki porządek i też z łaską Bożą to się oczywiście odbywa. Przeważnie wstaję rano i ten czas, poświęcony właśnie na jakąś refleksję, na powierzenie się Jezusowi tego dnia potem owocuje, bo rzeczywiście owocuje to tym, że jest w większym pokoju wszystko robione. Ja rzeczywiście teraz tego doświadczam.

Mariusz
     No tak, i o to właśnie chodzi. To jest ten konkret. Bo sama modlitwa też jakby wywołuje taki efekt, że też puszcza w człowieku to coś, taki rodzaj ograniczenia sobą. To także owoc działania Bożego, że człowiek bardziej staje się dzieckiem Boga czy bardziej widzi, że to wszystko jest w Jego ręku, od Niego to wszystko zależy, że po prostu my nie musimy się tego wszystkiego lękać, tylko mamy się bardziej, jeszcze wyzbyć samych siebie. Tracić swoje życie, żeby je zyskać na nowo. I to jest jakiś konkret, to jest właśnie ten konkret, o który chodzi, który się później musi w życiu uwidaczniać.

Zbyszek
     Do mnie trafiają słowa: "Gdy ziarno nie obumrze, nie przyniesie owocu." Nie przyniesie owocu, po prostu. Zawsze można powiedzieć, że niektórzy mnie lepiej znają niż ja, a najlepiej moja rodzina. Ale z takich ostatnich moich dni to, na przykład – jeżeli ktoś na moją prośbę, czy mogę na przykład coś wziąć, zrobić, odpowiada mi jakąś wymówką, taką mało uzasadnioną, według mnie nieuzasadnioną, odmawia mi tego czegoś, to kiedyś bym po prostu się bardzo obraził z tego powodu. Może bym się nawet nie odzywał przez jakiś czas. Teraz jest ten owoc, że po prostu, owszem, to mnie może nawet bardziej boli niż kiedykolwiek, bo jak coś jest nieuzasadnione, to jednak próbuję się wczuć w to, czym się ta osoba kieruje. Owszem pytam. Gdy wyjaśnia dlaczego, ja próbuję zrozumieć, cierpliwie tego słucham. Chciałbym zmiany tej decyzji i po prostu nie obrażam się, i dalej możemy prowadzić wspólną pracę. Co można jeszcze powiedzieć – zauważyłem, że bardziej cierpliwie niektórych rzeczy słucham, które zupełnie mnie nie interesują. Dawniej bym powiedział: "Słuchaj, mnie to tak obchodzi jak zeszłoroczny śnieg", albo: "Wynocha z tym wszystkim!" Wydaje mi się, że to takie umieranie dla swojego grzechu pychy, wyniosłości, braku cierpliwości to najlepiej testują moje wnuczki, bo dawniej, jak się człowiek obraził, no to wiadomo, obraził się i ten ktoś musiał to odczuć, że ja się obraziłem. Teraz nie ma czegoś takiego, bo za chwilę przecież przyjdzie do mnie. Wnuczki potrafią obrażać, a ja próbuję to jakoś naprawiać. No cóż, ale za chwilę przychodzą i mówią: "No, posadź mnie na nocnik, dziadek." Albo z taką czułością podchodzą, że tylko się uczyć od tych dzieci. Niektóre rzeczy wyjaśniam, jak ja rozumuję, jak bym postępował, jakbym zrobił; i nie upieram się przy swoim zdaniu. Ale potem, jeżeli ktoś to po swojemu zrobił, a jednak wychodzi na moją propozycję, to obserwuję właśnie, że większe uważanie ma o mnie, chociaż mógł nie mieć dla mnie żadnego. Jakoś tak, dobra rada dowiedziona, a potem wysłuchana i przeze mnie, i przez drugą stronę doceniona. Widzę, że jeżeli w spokoju coś wyjaśnię, to jakoś tak... nie to, że przynosi mi jakąś radość, ale przez to częściej się teraz zastanawiam niż mówię. Pomimo tego "stary człowiek" jest wciąż jeszcze we mnie obecny. Bo właśnie, jeżeli ktoś nie robi po mojemu, to bardzo to uderza we mnie. Jeżeli ktoś mi wypomina, a wiem, że coś zrobiłem złego, a zaraz tego nie naprawię, to mnie dusi ? przygnębia. Teraz staram się to wszystko jakoś tak złagodzić i powiedzieć, może nieraz nie dosłownie to przepraszam od razu, ale późniejszym zachowaniem w jakiś sposób wynagrodzić komuś moje zachowanie.
     Całe Triduum właściwie w takim spokoju przechodzę. Jakoś jeszcze tak nie potrafię się radować, tak jak teraz śpiewaliśmy nawet już "Alleluja!" To jednak jestem trochę przyciszony. Jeszcze przynajmniej w tym dniu cały czas przychodzą mi myśli o drodze Pana Jezusa i wczucie się w tę drogę i w to cierpienie. Owszem, ciałem jestem teraz słabszy, to widzę i czuję, wiek swoje robi. Niektórych rzeczy nie mogę wykonać szybko?. i wiem, że to jest jakieś ograniczenie cielesne. I duch kiedyś mógł hasać sobie, ale z tym ograniczeniem działania ciała jakoś i ten duch tak trochę jest jakby bardziej pokorny, spolegliwy.

Jędrek
     Na tej modlitwie doświadczyłem takiego rozjaśnienia, umysłem, duchem. Ujrzałem jakby na nowo dary, którymi Pan Bóg mnie obdarzył i w jaki sposób nimi mogę służyć, że liczy się ta służba w miłości.

Mariusz
     Warto jeszcze powiedzieć o tym na płaszczyźnie osobistej przemiany zawsze, bo to oczywiście wchodzi w zakres osobistej przemiany, bo to jest umieranie naszego egoizmu, ale można zawsze coś więcej, no bo są rekolekcje, które służą osobistej przemianie, czyli zmianie życia w różnych obszarach, więc na pewno też gdzieś tam to dociera do nas, gdzie te zmiany naszej postawy mają następować czy następują. To można określić jednym zdaniem, że śmierć egoizmowi na różnych polach. To jest największa przeszkoda po prostu w tym postępie duszy. Jak mówi św. Ignacy: Miłość własna największą przeszkodą w postępie duszy (miłość własna ostatnia kapituluje). Miłość własna jezuity umiera dwa tygodnie po jego śmierci. Skoro jezuici są tak krytyczni, no to trzeba być bardzo krytycznym, ale bez śmierci miłości własnej to oczywiście nic w życiu duchowym się nie zmieni – to jest największa przeszkoda oczywiście. Człowiek jednocześnie chciałby w jakiś tam sposób służyć, a jednocześnie zachować swoje ja. To tak się nie da.

Krzysiek
     Trudno mi wskazać główny owoc rekolekcji. To jest jakiś kolejny krok, kolejny motyw, bodziec do dalszej przemiany, czyli dalszego nawrócenia. A właśnie tak skupiam się na ostatnim wprowadzeniu, a tam do mnie szczególnie powróciła sprawa rozumienia znaków. Jeszcze chyba o tym nie mówiłem, bo nie jestem na tyle wyczulony, żeby dobrze te znak, które dzieją się wokół, by je rozpoznawać i bardziej właściwie interpretować. Niemniej jednak jakieś tam znaki zauważam w sprawach, na przykład drobnych. Chociażby w modlitwie próśb, w modlitwie brewiarzowej. Jaka prośba wypadała na mnie, wydaje się, często się zdarza, że jest bardzo trafiona. To, co mnie spotkało w ostatnim czy nawet w odległym czasie, że to miało jakieś znaczenie, czy ja to znaczenie odkryłem i czy je dobrze rozumiem. To, co usłyszałem od kogoś, jakieś drobne zdarzenia, czy można je odkrywać jako właśnie jakieś znaki, które powinny dawać do myślenia, powinny być jakąś wskazówką. Stopniowo na takie wrażenia się wyczulam w rozumieniu, na odnajdywanie takich rzeczy. Teraz trzeba uczyć się ich interpretacji, jeżeli dobrze rozumiem.

Mariusz
     Trzeba to rozpoznawać w zależność od tego, co to jest, bo są też rzeczy mniej ważne czy mniej oczywiste. Przez to wszystko mówi Pan Bóg, to jest oczywiste. To nie wymaga jakiegoś roztrząsania. Dla ludzi, którzy to dostrzegają, to jest takie naturalne. To nie wymaga jakichś szczególnych wysiłków, tylko to rozumienie przychodzi w sposób taki naturalny. Ono wynika z prowadzenia życia duchowego. To jest coś, co się wpisuje w całokształt i ma to charakter wyjaśniający, ma to jakiś charakter wskazujący, ma to charakter jakiś napominający czy przypominający, wskazujący na coś. Oczywiście, to wymaga konsultacji, bo też sam człowiek tej interpretacji musi się uczy, po prostu pytać się o to, bo samemu pewne rzeczy mogą mu przyjść, ale też do końca może ich nie zinterpretować albo nie zinterpretować dobrze czy właściwie. Ale daję wiele przykładów w książce. Jest wiele przykładów, to jest oczywiste. Natomiast tutaj na pewno pan Bóg się dopomina tych konkretnych owoców, bo chodzi o to, że ty już po raz kolejny, któryś raz masz w modlitwie takie wyraźne wskazanie, że rzeczywiście otrzymujesz łaskę nowego życia, czyli że otrzymujesz łaskę zmiany pewnych rzeczy, które do tej pory były trudno zmienialne i dlatego dla ciebie takim konkretnym owocem będą te zmiany, chociażby właśnie trybu życia. Jeżeli to się dokonuje i tak za tym idziesz, to znaczy, że to jest ten owoc, to jest to, do czego jesteś wezwany i do tego otrzymujesz łaskę. I oczywiście, we współpracy z rodziną, bo rodzina musi to rozumieć, musi ci w tym pomagać, żeby w tym wszystkim przywrócić właściwy ład i porządek. I tak, jak mówisz, te wszystkie znaki, one będą jakby naprowadzały cię na to. To jest oczywiste, że jest na przykład modlitwa brewiarzowa i ty zwracasz uwagę na to, która tobie przypada, no to jest oczywiste, że ona tobie coś mówi. Czy o twoim życiu coś mówi. Bo to wynika w ogóle z charakteru życia duchowego i z tego wszystkiego człowiek może wyciągnie owoc, tylko żeby też nie wpadł w takie szczegóły, żeby nie zajął się szczegółami, nie przecedzał komara. W twoim życiu najważniejsze jest, że tym owocem będzie to, że człowiek przestanie być zwodzony w taki zasadniczy, podstawowy sposób, że zmieni to, co trzeba zmienić. To trzeba zmienić radykalnie i trzeba zmienić od zaraz, tak. Czyli to będzie ten owoc, bo to nie jest jakieś dociekanie nie wiadomo czego, jakieś szczegóły. To jest wszystko oczywiście ważne, to można i trzeba na ten temat rozmawiać, to trzeba się pytać. Ale pamiętajmy, żeby nie było właśnie jak z tym przesadzaniem – skupiamy się na tym, co jest mimo wszystko pewną nadbudową, a nie mamy bazy. Musimy w życiu duchowym mieć bazę. Dlatego ja mówię o tych etapach zawierzenia, na przykład Piotra, bo jemu się wydawało, że on już ma tę bazę. On się zajmował nadbudową, a nie miał bazy. I dlatego my musimy najpierw tę bazę zbudować. I nie po marksistowsku czy po leninowsku, tylko po Bożemu... ale musimy mieć fundament. A fundament to znaczy, że musi to nasze życie być uporządkowane, musi być właściwa hierarchia spraw i wartości, i ona musi być scementowana, pewna, że my zawsze się tak zachowamy, że nigdy na przykład nie podejmiemy pracy w niedzielę pod żadnym pretekstem. Żadna sprawa nie zmusi nas do tego, żebyśmy w sposób dobrowolny czy jakiś inny poszli do pracy w niedzielę. Bo to jest fundament, to są rzeczy fundamentalne, wynikające z miłości Boga i bliźniego. I one muszą być tak samo, jak musi być to wszystko, o czym rozmawialiśmy zresztą w kierownictwie, o czym ty wiesz. Jeżeli tak się zaczyna dziać, jeżeli ty to robisz, to to jest ta zmiana, to jest ten owoc. Jeżeli tego nie ma, to nie ma co rozmawiać o nadbudowie, jak nie ma bazy – musi być baza i tyle. Zresztą to każdego dotyczy, bo można mówić o wielkich rzeczach, np. jak ludzie zajmują się piękną literaturą duchową, czytają jakąś tam teologię Jana od Krzyża, i tak dalej, ale ich życie jest nieuporządkowane u podstaw, no i po co im ta teologia? I to jest takie pięknoduchostwo i stwarzanie pozorów, że ma się jakąś wartość. Wartość naszego życia przed Bogiem mamy wtedy, jeżeli żyjemy po Bożemu, proste. Pobożnie, czyli po Bożemu. Pobożnie, to nie znaczy dewocyjnie, tylko po Bożemu. I trzeba się pytać. To znaczy, na pewno ten, który szuka, znajduje, ten, który kołacze, temu otworzą. To jest tak, że naprawdę trzeba się pytać i się upewniać w tym, czy ja dobrze postępuję, czy ja podejmuję tę drogę nawrócenia, czy to moje życie się zmienia? Nie zostawiać tego znowu na zasadzie człowieka, który bada, czy grunt jest pewny, czy woda nie jest zbyt głęboka, a już siedzi potąd. Zastanawia się, czy ta woda jest głęboka czy nie? Tu jest za późno, tu trzeba w sposób uprzedzający się upewniać, czy kroczę pewną drogą, czy to jest to właściwe rozumienie tego, co było, czy to jest właściwe rozumienie tych słów, czy to jest właściwe rozumienie tego nawrócenia. Trzeba się pytać. Jak ktoś pyta, to usłyszy odpowiedź. Trzeba się oczywiście pytać Boga, ale wiemy przecież, że Pan Bóg działa przez ludzi.


zdjęcia | powrót do kroniki
.
.
| Start | Idea, działalność | Wydarzenia | Wspólnota, przyjaciele | Formacja duchowa | Wydawnictwo | Kontakt |
.
. .
fundacja ewangelizacja media odnowa miłość sobór wspólnota mocni w wierze największa jest miłość kościół charyzmaty Duch Święty muzyka chrześcijańska liturgia centrum kultury chrześcijańskiej NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ Fundacja Ewangelizacyjno Medialna wspólnota Mocni w wierze