.
Fundacja NJM
Start Idea, działalność Wydarzenia Wspólnota, przyjaciele Formacja duchowa Wydawnictwo Kontakt 
.
.

Wydarzenia - rozwinięcie: Czuwanie modlitewne w wigilię Zesłania Ducha Świętego poprzedzone Mszą świętą w DA Węzeł, 30.V.2020

powrót do kroniki


     Z racji nieobecności ks. Mariana tę Mszę świętą celebrował ks. Łukasz - bardzo młody kapłan, posługujący w parafii św. Teresy od roku. Jego celebra była bardzo staranna, a cała liturgia wzbogacona dialogowaną homilią - dzieleniem się przez osoby ze wspólnoty darem interpretacji słowa Bożego również pod kątem własnych doświadczeń wiary. Ponieważ była to liturgia z wigilii Zesłania Ducha Świętego, słowa z Ewangelii pochodziły z Apostoła Jana: W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta, Jezus stojąc zawołał donośnym głosem: «Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza». A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był dany, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony (J 7, 37-39). Myślę, że pogłębione przeżywanie Mszy świętej, a szczególnie sama Komunia święta pod dwoma postaciami i uwielbienie Boga poprzez modlitwę i śpiew po jej przyjęciu bardziej uświadomiły nam ścisły związek, jaki jest między sakramentalną a charyzmatyczną łaską Bożą. One się uzupełniają i stymulują otwarcie człowieka na działanie Ducha Świętego i Jego nieustanne wylewanie się jako różnorakie dary potrzebne nam, a także wspólnocie Kościoła do świętości życia i misji. To Eucharystia, sama będąc pokarmem z nieba, wynikiem transsubstancjalnej przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa dzięki mocy Ducha Świętego, jest jednocześnie Jego niewyczerpalnym źródłem.
     Jednocześnie otwiera nas coraz bardziej na Ducha, aby strumienie wody żywej popłynęły w naszym wnętrzu (por. J 7, 38), bo to Duch daje życie, ciało na nic się nie przyda (por. J 6, 63).
     Przez Eucharystię pragniemy i chcemy głębiej jednoczyć się z Chrystusem, żyć w pełni Chrystusa, a to się może dokonywać tylko w Duchu Świętym przez Jego nieustanne wylewanie na nas strumieni wody żywego Boga - samego Ducha, który budzi pragnienie Boga i jednocześnie je zaspokaja. To sam Chrystus jest Źródłem wody żywej - Ducha Świętego, który udziela zarówno sakramentalnych, jak i charyzmatycznych łask, które wzajemnie się uzupełniają i wypełniają nas Bogiem.
     Wyrazem tego jest nasze ożywienie w modlitwie i uwielbienie Boga po przyjęciu Eucharystii, które inicjuje sam Duch Święty. I kolejny raz to sakrament sprawił, że nasze uwielbienie było w Duchu Świętym, pełne Jego mocy, wiary w realną obecność Boga, radości z tej obecności, jednocześnie łączyło się z pragnieniem, aby Jezus udzielił nam jeszcze więcej Ducha Świętego. Prosiliśmy o wylanie Jego charyzmatycznych darów, żebyśmy byli zdolni nie tylko go wielbić, ale i służyć Mu, podejmować misję według woli Bożej i Jego obdarowania nas w Kościele.
     Nasze dalsze czuwanie w siedzibie Fundacji "Największa Jest Miłość" było właściwie przedłużeniem liturgii Eucharystycznej Ofiary Chrystusa. Ona jest Pamiątką Męki, Krzyża, Zmartwychwstania i Zesłania Ducha Świętego, jest wołaniem, aby Kościół stawał się Nieustającą Pięćdziesiątnicą, w którym wszystko dokonuje się w Duchu Świętym, a o to chodzi w naszym życiu, bo w Duchu Świętym znaczy - w duchu wiary, zgodnie z wolą Pana, tak jak Chrystus nam się ofiarował, zmartwychwstał dla nas i wyprosił Ducha Świętego u Ojca.
     Ważną częścią czuwania, która poprzedziła bezpośrednio modlitwę razem z całym Kościołem o nowe wylanie Ducha Świętego na świat, była konferencja. Jej temat to: "Duch Święty w sercu życia chrześcijańskiego, uzdalniający do kontemplacji w akcji". Podkreśliliśmy w niej, że Duch Święty nie tylko działa w kierunku naszego stałego nawrócenia jako inspirator do życia w prawdzie, rozwijający modlitwę i uświęcający każde nasze dążenia i działania. On uzdalnia nas do kontemplacji Boga w akcji życia, bycia z Nim stale zjednoczonym we wszystkich dziedzinach naszej egzystencji, w tym również w czasie pracy i pełnienia obowiązków. Jednak Jego działanie i natchnienia nie pozwalają zasklepiać się w sobie samym, nawet w rzeczach duchowych, aby i tu nie popaść w nowy egoizm, własną wygodę, ale posyła nas do innych, aby wiara miała wymiar społeczny, była nieustannie pomnażana poprzez dzielenie z innymi, poprzez publiczne głoszenie Boga, żyjącego w nas i pośród nas, poprzez życie na Jego chwałę. Owoce czuwania najlepiej uwidaczniają nasze świadectwa:

Jędrek
     Ja mogę powiedzieć, że szczególnie konferencja do mnie trafiła, zwłaszcza a propos różnych działań w świecie. To prawda, że takie działanie nie jest tylko jakimś dodatkiem do życia chrześcijańskiego, tylko że to jest integralne z całością. Tak odczytuję też posłanie, że coraz bardziej doświadczenie wiary staje się więcej niż tylko osobiste, bo tak się buduje Kościół. Nie przez to, że każdy z członków tylko osobiście czegoś doświadcza, ale właśnie, że wszyscy doświadczają razem. Dokładnie tak - mają wspólne to, że mają osobiste doświadczenie Boga, a to też przekłada się na to, że to jest doświadczenie także wspólne.

Mariusz
     To doświadczenie Boga się nie przejawia tylko w modlitwie, ale przejawia się we wszystkich płaszczyznach. Będzie przejawem to, że ludzie mogą razem na przykład tworzyć wspólnotę życia, mogą przedszkole zbudować dla swoich dzieci, mogą sklep otworzyć, mogą podjąć dzieło charytatywne czy jakiś dom na przykład otworzyć dla alkoholików, bo ich pełno jest wkoło, dla nieszczęśliwców, których widzimy na ulicy. Po prostu to doświadczenie Boga będzie miało charakter społeczny, będzie służyło wspólnemu dobru.

Jędrek
     Także to słowo, które otrzymałem z Księgi Barucha, mówi właśnie o tym, że tworzymy tych bogów niemych. To jest ciekawe, że w tej Księdze, w rozdziale pt. List o nicości bożków (Ba 6) akurat prorok bardziej szczegółowo niż gdziekolwiek indziej opisuje proces tworzenia tych niemych bogów. Mówi, jak są dopieszczani, odkurzaniem, polerowaniem tak, że człowiek się o tych swoich bogów troszczy, poleruje, ale nie ma nic w zamian - po prostu nie ma odpowiedzi. Nie ma życia. Po prostu do niczego to nie prowadzi. Pan Bóg jest jeden, jedyny, prawdziwy. My nic Mu nie dodamy. On sam ma największą inicjatywę. Bo przecież Jego nikt nie "wypoleruje". Tego rodzaju działanie prowadzi tylko do marnowania czasu. Po prostu ileś tam czasu nam zajmie właśnie "polerowanie" czy inaczej "okadzanie" tych wszystkich niemych bożków. Bo to są takie ołtarze, które my musimy codziennie poprawiać, tak jak się poprawia kwiatki na balkonie czy coś innego. Oczywiście prowadzi to do marnowania czasu, do przekierowania człowieka nie na to, co jest rzeczywistą wolą Bożą i co rzeczywiście byłoby chwałą Boga nieśmiertelnego, wiecznego, który nie potrzebuje takiego "polerowania", tylko potrzebuje, żebyśmy żyli na Jego chwałę.

Ania
     Podczas czuwania w Zesłanie Ducha Świętego doświadczyłam wielkiego jakiegoś uspokojenia, bo te parę dni przed Zesłaniem, przed tym czuwaniem, miałam nerwowe rozdygotanie. Dochodził do głosu mój ludzki aktywizm. Tak, że się zajmowałam bardzo wieloma, nawet niekoniecznie konkretnymi pracami, tylko po prostu myśli miałam zajęte. Nawet w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć, co mnie tak angażowało, ale byłam właśnie pełna niepokoju. Wiedziałam, że jest to podsuwane przez ducha złego, który zawsze przed takimi wydarzeniami się uaktywnia, i faktycznie usilnie prosiłam o Ducha Świętego, żeby został wylany na mnie pokój, żeby się uwolnić od natłoku tych różnych spraw, myśli. I to rzeczywiście się stało.
     Szczególnie prosiłam też o to, żeby Pan mnie oczyszczał do końca, żebym faktycznie stała się zdolna do świadectwa, do bardziej otwartego świadectwa, które by płynęło z Niego, z Boga, a nie ze mnie. Bo też zauważyłam u siebie taką słabość, że w momencie, kiedy mam poczucie, że powinnam w jakiś sposób ewangelizować, to się rodzi takie pragnienie, żeby dobrze w tym wypaść. I rzeczywiście na to wszystko odpowiedziało słowo, które otrzymałam z 2 Listu do Koryntian 2, 14-17. Ono właśnie też mówi, żeby być takim poddanym Bogu, nieść Jego, a nie siebie. Chodzi o poznanie, żeby właśnie być tym świadkiem, który nie ma względu na żadne okoliczności ludzkie. To też dla mnie jest bardzo pouczające, żeby nie mieć względu na reakcję słuchaczy, bo dla jednych to świadectwo będzie budujące, a dla innych może się okazać powodem ich upadku. To mnie zastanawiało, że ja tak po ludzku bym nie chciała być przyczyną czyjegoś upadku i nie o to chodzi w świadectwie, żeby komuś wykazać jego złe strony, ale właśnie widzę, że to jest ten kierunek, którego też pragnie Pan Bóg ode mnie, żeby być takim bardziej otwartym na to, czego On chce ode mnie, a działanie Jego słowa w drugim człowieku pozostawić właśnie Bogu.
     Muszę przyznać, że tak Pan Bóg sprawił, że teraz po czuwaniu, chociażby w rozmowie z moimi uczniami, ewangelizowałam zupełnie naturalnie, właśnie pod wpływem Ducha. Nie miałam takiego krępującego spięcia w mówieniu świadectwa czy w poruszaniu pewnych prawd Bożych. To też było dla mnie źródłem radości, że tak Pan Bóg działał.
     Zdaję sobie sprawę, że jeszcze wiele we mnie wymaga oczyszczenia i trzeba się pilnować przede wszystkim, żeby zachować kontemplację w akcji, co też było przedmiotem konferencji. Żeby życie chrześcijańskie rzeczywiście było w równowadze, a aktywizm żeby nie przeważał nad kontemplacją, refleksją nad tym, co się robi i jak się żyje.

Mariusz
     Jest jeden taki aspekt, który może niekoniecznie do nas trafia, a jest istotny - mianowicie nie rozwiniemy się duchowo, nie rozwiniemy życia wiary, jeżeli nie będziemy ewangelizować. To jest oczywiście wielka pokusa, bo człowiek ma poczucie subiektywne, że on się rozwija, bo uczestniczy w spotkaniach, że mu się modlitwa nawet polepszyła, ma kontakt z Bogiem. Jeżeli w tym nie ma wyjścia do ludzi, nie ma ewangelizacji drugiego człowieka, to się nie rozwinie. Człowiek próbuje to zatrzymać. W pewnym sensie to każdy wtedy próbuje zatrzymać to doświadczenie dla siebie, ale my się tylko wtedy będziemy rozwijać, kiedy będziemy ewangelizować. Bo kiedy będziemy ewangelizować, wtedy też jesteśmy najbardziej ewangelizowani. Ewangelizuję innych ludzi, to mnie najbardziej po prostu ewangelizuje.
     Oczywiście to nas umacnia. Będziemy duchowo umocnieni, ale chodzi o to, że następuje prawdziwy rozwój wiary, bo człowiek widzi zarówno mocne strony swojego doświadczenia, jak i braki, czyli realną swoją sytuację i dlatego też trzeba dobrze rozumieć to słowo, które zostało do ciebie skierowane. Chodzi o to, że jedni ludzie, słysząc to głoszenie, będą otwierali serca, a inni ludzie jeszcze bardziej je zamkną. Ale to nie jest spowodowane naszym zamiarem, to jest taki plan Boży. Tak dokonuje się pewnego rodzaju plan, że niektórzy, którzy będą to słyszeć, tym bardziej będą się zamykać, żeby tego nie słyszeć. Natomiast inni będą się otwierać. Każda ewangelizacja oczywiście nie przyniesie owocu, jeżeli ulega się jakimkolwiek względom. Nasze świadectwo nie może być ograniczane ze względu na pokrewieństwo ani na relację, jaką mam z drugim człowiekiem. Nie może być pod pręgierzem naszych ambicji, naszych oczekiwań, tym bardziej planów. To nie może być pod pręgierzem jakichś okoliczności szczególnych. Po prostu to musi być głoszenie miłości i tutaj każdy wzgląd, jakikolwiek, powoduje zahamowanie, wytrącenie z ewangelizacji. I to było takie słowo, i to nie jest zależne od nas, natomiast my mamy głosić w porę i nie w porę. Mamy świadomość tego, że to nie jest z nas. To jest zbawienie, które zostało wyproszone przez Syna Bożego dla wszystkich, i taka propozycja w stosunku do wszystkich ludzi jest stawiana przez nas.

Zbyszek
     Całą moją modlitwę i prośbę w czasie tego zesłania Ducha Świętego można byłoby podsumować słowem, które otrzymałem po otworzeniu Pisma Świętego: że nie chowa się światła pod korcem (por. Mt 5,15). Zdaję sobie sprawę, że już za mną stoi nie jakiś tam czas nawrócenia, przeżyć, wielu uniesień i wielu upadków. Jest to przecież jakimś doświadczeniem i dlaczego ja nie korzystam z tego, co już otrzymałem? Właśnie, dlaczego jestem zahamowany? Dlaczego boję powiedzieć to, co powinienem, choć w tych momentach podpowiada mi Duch Święty, aby wykorzystać tę chwilę, aby wtedy ewangelizować, że to jest moment najwłaściwszy, w którym niewiele ode mnie potrzeba, bo Duch Święty mówi, a tego nie robię? Sam słucham niedokładnie innych, a dziwię się, że kerygmat dla niektórych ludzi jest nowością. Jest z pewnością dla mnie oskarżeniem to, że choć wielokrotnie są mi powtarzane prawdy wiary, a Słowo może trafiać do kogoś i działać jak miecz obosieczny, usprawiedliwiam się przed sobą tym, że nie warto nieraz "rzucać pereł przed wieprze". To jest moja wymówka, a nie prawdziwa ocena sytuacji. Jakąś nadzieję dla mnie i mojej ewangelizacji widzę w nauczaniu dzieci, moich wnucząt. Gdy bawią się, układają sobie z patyczków krzyż, one wiedzą, że to jest krzyż. Wtedy jest ten moment , kiedy ja próbuję tym dzieciom coś powiedzieć o Bogu, są to chwile przynaglenia. Chcę im opowiedzieć o stworzeniu świata, o ptaszkach, o tych biedronkach. Owady i ślimaki są przyczynkiem mówienia o Stwórcy. Mówię im o Tym, który to wszystko stworzył. Stać mnie tylko na takie proste rzeczy. One słuchają, co prawda przez chwilę, albo i nie, tak jak jeden wnuczek, który słuchałby tylko o policjantach. Łatwiej mi było głosić słowo wśród tych niewierzących takich, którzy mówili, że jakby mieli pół mózgu, to i tak nie będą wierzyć. Wtedy burzyło się we mnie, jakie to jest niesprawiedliwe w stosunku do Pana Boga, wytłumacz im to w jakiś sposób. Prościej było dla mnie, gdy ktoś stawał w otwartej opozycji, wtedy łatwiej jakoś było głosić słowo Boże. Natomiast dziś pośród swoich, u siebie w domu nie potrafię tego właściwego momentu wykorzystać. Dawne niereagowanie na zło, przymykanie oczu dla świętego spokoju dziś jest uchylaniem się od mówienia, co jest dobrem, że Bóg jest najważniejszy w moim życiu. Nie mam odwagi świadczyć. Czy Bóg mnie kocha? Prosiłem Maryję, żeby mi pomogła, żeby w tych, tak trudnych chwilach Ona oświecała mnie albo popychała do tego, żebym był bardziej odważny, zdecydowany. Wydaje mi się, że jestem bardziej spokojny teraz po Zesłaniu Ducha Świętego, po tej spowiedzi. Tak, świat jest dobry dla tych, co kochają Boga, a może się stać lepszy, jeżeli ja będę Go głosił w łagodności. Kiedyś by mnie zdenerwowało to wszystko, gdyby mi ktoś podskoczył albo się sprzeciwił, a teraz jest to bardziej łagodne, tak mi się wydaje. Już nie liczę na swoje słowo czy na swoją mądrość, nieraz zamilczę.

Mariusz
     Tak, tutaj oczywiście jest nawiązanie do dzisiejszego wprowadzenia. Oczywiście, ewangelizacja polega tak naprawdę na tym, żeby kochać tego, którego się ewangelizuje. Ewangelizacja pozbawiona miłości nikogo nie zewangelizuje, tylko bardziej go odstręczy od Boga i dlatego oczywiście, jeżeli my na przykład mówimy, to tutaj trzeba się posługiwać językiem miłości. Właśnie o to chodzi. Jeżeli mówimy na przykład o Eucharystii niedzielnej, w ogóle nie można używać tej nomenklatury, której się używa, tego karania czy sądzenia, czy tego wszystkiego innego. To oczywiście jest też elementem nauczania Kościoła, ale przede wszystkim właśnie człowiek musi stawać przed tą podstawową prawdą: "Bóg jest Miłością". Jego Miłość nas stworzyła, odkupiła i to dzięki tej Miłości żyjemy. I to jest pytanie: jak człowiek na nie odpowiada. I to zawsze mogę wykorzystać w dialogu człowiekiem - jak on na tę Miłość odpowiada, czy jego życie jest odpowiedzią na miłość Boga, na ten dar? Bo jeżeli on nie podejmuje tego sakramentalnego życia z Bogiem, to on po prostu nie żyje normalnie, nie żyje tak, jak został powołany. Pokolenie średnie czy to pokolenie młodsze ma awersję do wszelkiego rodzaju obowiązków czy do tego, co jest dla nich zobowiązaniem. Dla nich nawet małżeństwo jest głównie zobowiązaniem i dlatego go nie zawierają. Tak żyją - po prostu jak stada. Tu chodzi o to, że oni uciekają przed jakimkolwiek obowiązkiem, przed jakąkolwiek powinnością, przed czymkolwiek tego typu. Ale gdzieś na dnie w człowieku zawsze jest pragnienie miłości. Człowiek musi się do tego właśnie odwoływać. Czyli tu chodzi o to, że to jest język ewangelizacji, który Duch Święty musi nam podpowiadać, jak się do nich kierować. Chodzi o to, i właśnie to jest najgorsze, co myśmy w życiu zrobili, że nie stawialiśmy wymagań tak sobie, jak i innym. I mamy teraz takie życie, że nawet ludzie nie są w stanie jakichś podstawowych wymagań moralnych spełniać. A co tu mówić o odpowiedzi miłości czy poświęceniu, czy ofiarowaniu swojego życia. Po prostu trzeba stawiać wymagania, tak. Nam jest najwygodniej to wszystko sprywatyzować, zamknąć dla siebie. I jak wyjdę gdzieś indziej, to nie przyznawać się do tego. A to jest ta druga część tego słowa, która była skierowana do ciebie, na którą trzeba zwrócić uwagę, że "kto ma, temu będzie dodane" (por. Mt 12,13). Wyłącznie wtedy będziesz miał dodane, kiedy ty będziesz tym doświadczeniem się dzielił. Bo jeżeli inni będą wiedzieli, że ty to masz i skąd to masz, będziesz się przyznawał do tego, będą wiedzieli, gdzie jest źródło tej twojej nadziei. Gdy będziesz się do tego przyznawał, to wtedy będziesz miał dodane. Bo jeżeli tego nie będziesz robił, to ci zabiorą i to, co ci się wydaje, że masz. I to jest to niebezpieczeństwo, że otrzymujemy na przykład w sakramentach jakąś łaskę, ale ponieważ my tej łaski nie rozwijamy, nie przekształca się to w życie wiary i później Pan nam to zabiera. To po prostu wygląda tak, że życie ludzi, którzy zostali ochrzczeni, którzy otrzymali jakieś sakramentalne łaski, wydawałoby się wielkie - bierzmowania, niektórzy małżeństwa, jest kompletnie przeciwne temu, co przyjęli. Dlaczego? Dlatego że mieli, ale ponieważ tego nie rozwijali, to im zabrano i to, co im się wydawało, że mają. I tak powoli w ten sposób tworzy się życie niewiary - zaczyna się od tego, że nie uczestniczy się we Mszy świętej i w ogóle się nie modli. Przestaje się modlić, potem przestaje się uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii, przynajmniej tej niedzielnej, czy przestaje się mieć jakiekolwiek odniesienie do Boga. Wszystko, całe życie się sekularyzuje i w ten sposób jest jakby człowiekowi zabierane to wszystko, co mu się wydawało, że ma, bo jak potem go zapytać o wiarę, to powie tak, jak Trzaskowski dzisiaj powiedział, że jest katolikiem. I jak się zapytasz prostytutki pod latarnią, to ci tak samo odpowie. Katolicyzm to jest tablica, którą się zasłaniają, aby podnieść swoją rangę. Najgorszy zbrodniarz też powie, że jest katolikiem, bo został ochrzczony. To jest straszne niebezpieczeństwo.

Zbyszek
     To jest tak, że oni już niczego nie potrzebują - ani nie potrzebują naszej miłości, ani naszych pieniędzy.

Mariusz
     Potrzebują, wszystkiego potrzebują, tylko ty tego nie widzisz. Najważniejsza rzecz, że oni do ciebie przyjeżdżają. Nie potrzebują cię? Oczywiście, że cię potrzebują. Chodzi o to, żebyś ty wszedł ich drzwiami i wyszedł swoimi. Oni cię potrzebują i nie tylko. Oczywiście oni są interesowni i podrzucają wam wasze wnuki, ale w gruncie rzeczy coś w nich jest takiego, jest jakiś płomyczek miłości. Nawet gdyby było to wychowanie najbardziej pozbawione miłości czy surowe, czy jakieś obojętne, to gdzieś tam ten płomyczek jest, rozumiesz? Oni przyjeżdżają do ciebie, oni sobie tego nie uświadamiają, ale w gruncie rzeczy cię kochają, oni się chcą z tobą spotkać. Trzeba to wykorzystać: wejść ich drzwiami, a wyjść swoimi. Jest potrzebny Duch Święty, dlatego my się tak modlimy, bo my sami tego nie zrobimy. Jest potrzebne wielkie, ciągle wielkie na nowo zesłanie Ducha Świętego i dlatego nasze spotkanie modlitewne, nie może być spotkaniem ospałych osób, które siedzą i szepczą: "przyjdź Duchu Święty, ja pragnę", tylko to musi być spotkanie, które rzeczywiście rozpali w nas miłość.

Zbyszek
     Ale ten Duch musi zstąpić, a na razie nie zstąpił na mnie aż tak, ażebym po prostu podskakiwał?

Mariusz
     A zstępuje. Ja rozumiem, Zbyszku, oczywiście masz rację, tylko chodzi o to, żebyśmy my Mu pomagali, bo tylko o to mi chodzi, byśmy Mu nie przeszkadzali, bo my musimy jakby sami zrobić wszystko, a my oczekujemy na ten ogień, nawet jeśli go nie ma teraz w nas. Jesteśmy świadomi tej słabości, ale my tego ognia oczekujemy, my wierzymy. Mówimy Panu Bogu "zstąp, przyjdź!" Możemy się modlić się: Przyjdź Duchu Święty szeptem. A możemy po prostu się jakby wyrażać całym sobą, bo o to chodzi, to jest bardzo ważne - ten aspekt psychologiczny. A to jest ciągle, całkowicie w Kościele pominięte, to jest jeden z największych błędów, jaki się robi, że pominięty jest ten aspekt psychologiczny doświadczenia Boga, że człowiek jest całością i człowiek potrzebuje, żeby właśnie krzyknął, żeby się wyraził, żeby uniósł ręce. Potrzebuje zatańczyć, potrzebuje się wyrazić emocjonalnie w Bogu. To też doświadczenie Boże, bo klęczeć to każdy umie.

Krzysiek
     Trudno mi dzisiaj zebrać myśli. Nie wiem, czy coś sensownego uda mi powiedzieć. Jeszcze raz będę musiał przesłuchać konferencję. Jest jednak jedna taka myśl, na którą zwróciłem uwagę - żeby była kontemplacja w akcji. Żeby kontemplować obecność Boga, ale nie odcinając się od świata. Właśnie tę myśl bym chciał rozwinąć. Ja w ciągu dnia, tak robiąc różne rzeczy myślę właśnie o obecności Boga, trzech Osób Boskich, a oprócz Nich również o Matce Bożej, bo czuję, że często mi pomaga. I zdarzało się, ostatnio zwłaszcza, że modliłem się do Matki Bożej o jakąś pomoc w rozwiązywaniu spraw, i mam przeświadczenie, że właśnie mi pomaga. Właśnie wtedy pojawiła się ta myśl, żeby kontemplować Boga, nie odrywając się od życia. Można sobie wyobrazić kontemplację w sposób karykaturalny, że kontemplować to zamknąć się gdzieś w celi z surowej cegły z okienkiem gdzieś tam wysoko, we włosiennicy i rozmyślać. A wskazanie, że należy to czynić pozostając w świecie, przynosi mi nawet pewną ulgę, bo to znaczy, że ta kontemplacja jest możliwa w realnym życiu.

Mariusz
     Tutaj oczywiście też jest skutek takiego fałszywego przeświadczenia, takiej pseudo religijności, która odgradza życie wiary, życie religijne od życia zwyczajnego, egzystencjalnego, od codziennej egzystencji czy pracy, czy obowiązku człowieka, jakby to były dwie zupełnie różne sfery, które nie mają ze sobą jakiegoś ścisłego związku, bo jedna jest do zaspokojenia ciała, a druga jest do zaspokojenia bardziej ducha. A to jest po prostu integralna całość. Chodzi o to, że po to kontemplujemy, żeby potem wyjść do świata i żeby potem to swoje doświadczenie życia z Bogiem przenieść na całe spektrum swojego życia. Bo jeżeli Duch Święty na nas zstąpi, to my będziemy lepiej pracować i będziemy bardziej rozumieli swoją pracę, chociażby przez to, że będziemy mieli w niej większy porządek, że będziemy mieli większy pokój, że będziemy lepiej rozumieli cel tej pracy, że nawiążemy lepszą współpracę z innymi ludźmi. I tak jest ze wszystkim. Tak jest w każdym aspekcie życia. Więcej będziemy mieli dobrych myśli, światłych myśli, jak rozwiązywać różne problemy. Czyli chodzi o to, że wiara przekłada się na wszystkie aspekty naszego życia - nie tylko na relacje z ludźmi, budowanie wspólnoty małżeńskiej czy kościoła, bo to jest jakby najbardziej oczywiste, ale na wszystko. To ma wpływ tak samo na to, jak człowiek będzie wypoczywał, jak będzie spał, jakie będzie miał zdrowie, bo to wszystko człowiek ma dlatego, że w tym wszystkim jest Bóg. On jest we wszystkim obecny i o tym wszystkim wie, o to wszystko się troszczy i na tym wszystkim Mu zależy, bo On traktuje życie człowieka jako całość. Życie jest całością i cały człowiek ma być zbawiony, ciało z duszą, tak! Amen.

Kasia
     Dziękuję. To ja może zacznę od tego, że w ogóle ten czas czuwania to był dla mnie taki czas, w jakim doświadczyłam może i radości, jakby takiego lekkiego wietrzyku, który wiał przez moje myśli, przez moje wnętrze. To także towarzyszyło całemu czuwaniu - taki pokój i radość, jakiś rodzaj takiego orzeźwienia, dlatego tak porównuję to z lekkim wietrzykiem. Natomiast nie miałam w trakcie jakichś doświadczeń szczególnych, duchowych. Na pewno słowo, które otrzymałam o ustanowieniu Eucharystii (Mk 14,22-25), to wskazanie znowu na to, że najważniejsze spotkanie z Panem Jezusem dokonuje się na Eucharystii, że to jest karmienie się Nim i też odczytuję to (nie chcę, żeby to tak sentymentalnie brzmiało) właśnie jako takie potwierdzenie ze strony Pana Jezusa, jakby to On mi sam powiedział, że mnie szczególnie oczekuje na Eucharystii. Tak jak powiedziałam, nie doświadczyłam jakiegoś wyjątkowego poruszenia, ale we wtorek się zorientowałam, że coś nowego się pojawiło. Czyli taki zaczyn, tak jak Mariusz mówił o tym zaczynie - jest łaska Boża, widzę to teraz. A teraz do mnie należy współpraca z nią. Taki zaczyn czegoś nowego przejawia się w nowym spojrzeniu na Wolę Bożą i posłuszeństwo. Nie jest to tylko związane z nowym rozumieniem, ale doświadczam takiego rozjaśnienia, poznania tego z jednej strony, czyli na płaszczyźnie myśli, rozumu, ale wyraźnie czuję takie pociągnięcie do miłości. Takie rozumienie też się właśnie pojawiło. Zaczynam to rozumieć, co prawda czeka mnie daleka droga jeszcze do tego, aby rozumieć, że można ukochać wolę Bożą bardziej niż swoje życie. To jest po prostu tak, jakbym z bardzo daleka zobaczyła jakiś punkt, że jest taki punkt, jakaś wyspa się wyłania i ja mogę do niej dążyć, ale na razie widzę to właśnie daleko. Taki przebłysk się pojawił w moim podejściu do mojej szkoły i tego wszystkiego, co z tym jest związane, to jest dla mnie dużym cierpieniem, ale to jest droga właśnie, to ukochanie tego, nie ze względu na to, że to ma mi przynieść satysfakcję czy coś przyjemnego, bo jakoś nie widzę tu w tym nic takiego, tylko właśnie dlatego, że Pan Bóg tego dla mnie chce, to ja to mogę ukochać. Nie tylko się na to zgadzać, ale to ukochać. Ale to, jak mówię, są takie przebłyski. To jest ewidentnie po zesłaniu Ducha Świętego, bo to jest duża nowość.

Mariusz
     Dlatego z tym jest związane słowo, które otrzymałaś, bo tego możemy się uczyć, tego doświadczać - takiej miłości możemy doświadczać szczególnie poprzez udział w Eucharystii, czyli w ucztowaniu z Chrystusem w całości tej ofiary, w ten sposób, tak jak Jezus zresztą. Słowo wczorajsze z uroczystości Chrystusa Wiecznego Kapłana: "To nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie." Tego nas właśnie uczy Eucharystia. Oczywiście, wiadomo, uczy nas w sposób duchowy, tzn, że tylko Chrystus nas może tak przemienić, uzdolnić nas do takiej miłości Jego woli bardziej niż swojego życia. To też dzisiaj mówi patron dnia - św. Bonifacy, który oddał życie za Chrystusa. I to jest szkoła Eucharystii, bo tam jest tego rodzaju ofiara, że nie moja wola, ale wola Boga, bo Chrystus też taką drogą szedł. Idziemy tą samą drogą naśladowania Chrystusa.

Mariusz
     Jeżeli chodzi o moje doświadczenie, opowiem krótko. Dwie rzeczy zwróciły moją uwagę, cały czas mi tak towarzyszyły w tym tygodniu, takie rozumienie, mianowicie, w czasie tej konferencji, to co było uważam środkiem ciężkości, tzn. stwierdzenie, że humanizacja musi być połączona z ewangelizacją i to mnie tak cały tydzień drąży. Tu widzę największą pokusę, jaka jest, i taki sposób nieprzyjaciela, który blokuje. Chodzi o to, że on hamuje tą ewangelizację, mianowicie właśnie przez takie rozumienie relacji międzyludzkich, takie rozumienie świata, że w gruncie rzeczy ten humanizm to już jest coś tak wspaniałego czy wielkiego. Z ludźmi jest tak, że jeżeli my jesteśmy na płaszczyźnie wspólnego, rozumienia to już wspaniale. To bardzo dobrze, że są relacje, że są dobre relacje, tak, że się kochamy, że sobie nawet służymy, że możemy sobie coś zrobić, że możemy sobie coś okazać, itd. Ale, właśnie tu jest całe to niebezpieczeństwo . A mianowicie, że to się skończy na tym humanizmie, a tu chodzi o to, że człowieka trzeba ewangelizować. Nie tylko humanizować, ale jednocześnie ewangelizować - i to jest cała trudność. A tu jest ten diabelski sposób, że jest bardzo łatwo humanizować. My to świetnie wszyscy potrafimy wspaniale utrzymywać, dobrze wszystko, poprawnie, wspaniale. Natomiast tu chodzi o to, że to nie może być tylko humanizowanie, bo to nic nie zrobi, bo to nie jest wprowadzenie miłości zbawczej. To chodzi o wprowadzenie miłości zbawczej, czyli musi być ta humanizacja w połączeniu z ewangelizacją. Czyli, ja muszę drugiego człowieka wzywać do nawrócenia, bo ja siebie tak samo wzywam. Ja muszę od siebie wymagać tego nawrócenia i od innych ludzi. I to jest taka pierwsza, podstawowa sprawa. I dlaczego w dzisiejszym świecie jest kryzys wiary? Dlatego, że kościół zaczął się humanizować, a przestał ewangelizować. I sami to widzicie zresztą po sobie. To samo w rodzinach się stało. Wszyscy się humanizują wspaniale, tak, tylko się nie ewangelizują. A humanizacja nie ma w sobie mocy zbawczej, nie ma tam miłości zbawczej. I to jest to, co zmienia. Ktoś, kto do tego nie dojrzał, nie dorósł. Ktoś, kto nie ma takiego pragnienia ewangelizowania, to nigdy nie jest człowiekiem duchowym, to jest tylko pewna fasada czy pozór. I to mnie tak nurtowało cały tydzień, więc tą myślą się dzielę. I w każdej chwili trzeba na to uważać, bo to wszędzie jest, bo wszędzie w kontaktach z ludźmi będzie okazja i ta pokusa, żeby to się skończyło na humanizowaniu. A Duch Święty chce, żebyśmy ewangelizowali. Nie tylko humanizowali, tylko ewangelizowali. Druga rzecz, dotyczy już samej modlitwy. Co zwróciło moją uwagę, to szczególnie precyzja, z jaką Duch Święty poprzez dar poznania daje mi rozumieć, co kryje się we wnętrzu każdej z osób. I to pojawiło się na modlitwie szczególnie, tzn precyzja, taki strzał w dziesiątkę, co później oczywiście ma też swoje odzwierciedlenie w słowie, które dana osoba otrzymała. Dlatego w czasie takiej modlitwy warto jest, żeby osoba, nad którą się modlimy, słuchała bardzo dokładnie, co jest mówione. Warto w to poznanie dokładnie się wsłuchać, ponieważ ono mówi o naszym wnętrzu, to co w nas jest. I to, co mnie zdziwiło, to kolejny raz ta precyzja działania Boga czy uderzenie w najistotniejszy punkt. Za każdym razem ja jeszcze bardziej poznaję każdą z osób od strony wewnętrznej - co tam się tak naprawdę kryje. Natomiast mogę powiedzieć, że doświadczenie samego czuwania było dla mnie bardzo trudne z tego względu, że odczuwałem potworne zmęczenie, co wcale nie przeszkadzało mi, bo je bardzo głęboko przeżyć.

Zapraszamy do wysłuchania konferencji:
Konferencja "Duch Święty duszą życia chrześcijańskiego"
- mp3, 30MB

powrót do kroniki
.
.
| Start | Idea, działalność | Wydarzenia | Wspólnota, przyjaciele | Formacja duchowa | Wydawnictwo | Kontakt |
.
. .
fundacja ewangelizacja media odnowa miłość sobór wspólnota mocni w wierze największa jest miłość kościół charyzmaty Duch Święty muzyka chrześcijańska liturgia centrum kultury chrześcijańskiej NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ Fundacja Ewangelizacyjno Medialna wspólnota Mocni w wierze