.
Fundacja NJM
Start Idea, działalność Wydarzenia Wspólnota, przyjaciele Formacja duchowa Wydawnictwo Kontakt 
.
.

Wydarzenia - rozwinięcie: Wyjazd na Jasną Górę. Modlitwa różańcowa w jedności z uczestnikami akcji "Różaniec do granic"., 7.X.2017

zdjęcia | powrót do kroniki


     Nasza pielgrzymka była inspirowana pragnieniem obecności przy Matce oraz zawierzenia się Bogu przez Nią na rozpoczęcie nowego roku szkolnego i akademickiego w powakacyjnej rzeczywistości codziennej pracy, obowiązków oraz ewangelizacji, którą po tegorocznych rekolekcjach chcemy podjąć z nową mocą i nadzieją. Jednak nie tylko to, ale inspiracją stała się również ogólnopolska akcja "Różaniec do granic", polegająca na otoczeniu przez modlących się ludzi granicy całej Polski od gór i od morza, od wschodu i od zachodu oraz odmawianiu przez nich czterech części "Różańca świętego" w intencji naszej Ojczyzny i Europy o tej samej godzinie. Chcieliśmy się w nią włączyć właśnie tą pielgrzymką, bo gdzie można najlepiej przeżyć dzień wspomnienia Matki Bożej Różańcowej, jak nie na Jasnej Górze. Gdzie można lepiej "szturmować Niebo" w prośbie o wzrost i ochronę cywilizacji chrześcijańskiej, która jest w nas i pośród nas, w zbawionych - przebiegając przez społeczności, kraje i narody świata.
     Nasze przeżycia i towarzyszące im znaki Boże najlepiej oddadzą nasze świadectwa.

Ania
     Ksiądz Arcybiskup Nowak głoszący homilię w czasie Mszy świętej w intencji Słowian w kaplicy Matki Bożej Jasnogórskiej poruszał wiele wątków. Mnie uderzyły słowa, gdy jasno mówił o walce z Bogiem, że trwa cały czas walka z Bogiem. I jeszcze poruszyło mnie to, że ta walka nie jest przeciwko komuś (zwróciłam szczególną uwagę na te właśnie słowa) tylko, że my walczymy o Boga! O Boga w naszym życiu, czyli o to, o co my cały czas w tej wspólnocie walczymy. Ja to tak czuję i te nasze spotkania, konferencje, ćwiczenia powodują, że bardziej sobie uświadamiam osobiście, na czym ta moja osobista walka ma polegać: żeby rzeczywiście Chrystus zakrólował. Szatan z tym ogromnie walczy i bazuje na moich słabościach. Natomiast jedynym rzeczywiście ratunkiem, sposobem wyjścia z tego jest zdecydowane postawienie na właściwym miejscu Boga - Jezusa, bo jeżeli gdzieś to ulegnie zamuleniu, gdzieś się odsunie, na przykład tę modlitwę, spotkanie z Jezusem na jakiś plan dalszy, na rzecz zajęcia się "codziennością", to nieprzyjaciel tak potrafi zakręcić mną, wykorzystując bezlitośnie moje zagubienie w tym momencie. I potem jestem taka sfrustrowana.
     Bardzo czekałam w ogóle na ten wyjazd, bardzo się cieszyłam, że jedziemy na Jasną Górę i to jest łaska, że się znaleźliśmy tak blisko Maryi. Cały czas przyglądałam się twarzy Matki Bożej. Patrzyłam na ten obraz i i rzeczywiście widziałam w twarzy Maryi ogromną troskę o nas. Tak to odbierałam też w stosunku do całej naszej wspólnoty. Ja po prostu się czułam tak, jakbym była w rodzinie właśnie z jakimiś bardzo bliskimi osobami. Tak blisko przy Niepokalanym Sercu Matki czułam, że Ona ten bój..., właśnie, tak - za mnie walczy, o Chrystusa we mnie. Ona jest Tą, która gwarantuje najszybsze dotarcie do Jezusa. Pamiętam jeszcze właśnie ten moment, kiedy byliśmy przed Najświętszym Sakramentem w kaplicy w Bazylice i zwróciłam uwagę na monstrancję. Bo właściwie pierwszy raz zauważyłam monstrancję w sposób tak dokładny. Tam były kłosy zboża. Monstrancja w kształcie kłosów zboża, i od razu mi się to skojarzyło z przynoszeniem owoców, z plonami. Że nasza wspólnota, że my tam jesteśmy, to jest jakiś owoc, który przynosimy przed oblicze Pana Jezusa, i że w tym wszystkim myśmy znaleźli to "nasze" miejsce w Kościele świętym. Tak, wydawało się, że w tych warunkach dzisiaj będzie trudno się w ogóle odnaleźć gdzieś tam zatrzymać na dłużej. Bo faktycznie, ten chaos, tłumy ludzi, był trochę rozpraszający. Przynajmniej ja to tak odbierałam, ale ten moment przygarnięcia przez Jezusa i ta monstrancja, to był taki "poruszający prąd". Tak, że nawet się rozradowałam bardzo, że przed Panem Jezusem to my jesteśmy właśnie tymi owocami. W wyniku działania Bożej miłości zrodził się już w nas taki plon. A potem jeszcze powrót z Częstochowy i znak tęczy! Znak przymierza! Odebrałam to tak, że to jest przymierze Pana Jezusa z każdym z nas osobiście, z naszą wspólnotą. To rozjaśnienie Jego oblicza na niebie przed nami i dla nas. Ale też pomyślałam o Polsce. W tym dniu szczególnie to znak, że jest to przymierze Pana Jezusa z naszym narodem. W dniu, kiedy rzeczywiście jest ta ogromna modlitwa różańcowa, to na pewno nie pozostaje bez wpływu na działanie Boże. Ogólnie dla mnie wielkie przeżycie. Chwała Panu!

Kasia
     Ja jestem cały czas zadziwiona takim jasnym przemawianiem przez znaki. Odczytuję, że to jest takie okazanie miłosierdzia, miłości dla mnie, chociażby to, że tak jasno Pan Bóg do mnie przemawia, żebym uwierzyła w Niego, całkowicie Mu zaufała we wszystkim. Właśnie, żeby był fundamentem mojego życia. Dla przykładu na dzisiaj jest Ewangelia o "Zwiastowaniu". Ja wczoraj doszłam w książce "Jezus z Nazaretu" tuż przed zaśnięciem właśnie do Zwiastowania! Czy też nasze wczorajsze nieszpory "O Zwiastowaniu", a przecież nie przygotowywałam się specjalnie na Ewangelię dzisiejszą, a to przygotowanie już było.... A w kaplicy adoracji, gdzie w pewnym momencie modlitwa, tak jakby popłynęła sama z siebie. Ja nie byłam intelektualnie sprawna tego dnia, a ona po prostu "płynęła tak sama". I pytanie: "Panie Jezu, a co dla naszej wspólnoty?". Nie miałam jakiegoś światła, ale patrzę, kiedy akurat zdążyłam to wypowiedzieć, Mariusz Pismo Święte wyciąga. Nawet nie wiedziałam, że ma Pismo Święte przy sobie! To właśnie wszystko potwierdza, jak Duch Boży nas prowadzi. Z innej strony w homilii padły słowa, że mamy być mocnymi w wierze. I to też "takie do nas", choć wyłowione w wielkim potoku słów i wątków. No i oczywiście znak tęczy: przymierza Królestwa Boga ze swoim ludem. Jesteśmy rzeczywiście wypisani na rękach Bożych. Są to czytelne znaki Bożej miłości, za które dziękuję Panu Bogu.

Krzysiek
     Wielu ludzi przepychających się, nawołujących się było pewną przeszkodą. Wielokrotnie zadawałem sobie pytanie, gdzie to sacrum, a z drugiej strony miałem pewną satysfakcję, że jednak tylu ludzi tam się znalazło. Odczuwałem, że ważne jest to, że tam byliśmy bez względu na wszystko, na przeszkody, jakie tam istniały. Brak warunków do podjęcia modlitwy - najwyżej tam, w tej kaplicy przed Najświętszym Sakramentem. Ale tam też był ruch. Mimo że nie odczułem żadnych nadzwyczajnych poruszeń..., nic nadzwyczajnego nie odczuwałem, to jednak w sumie wrażenie mam stamtąd pozytywne. Może to, że akurat razem, że byliśmy razem gośćmi Matki Bożej w dniu liturgicznego wspomnienia potęgi Jej modlitwy, którą szczególnie oddaje różaniec święty.

Zbyszek
     Zdarzyły się takie drobne rzeczy, ale w jakiś sposób chcę się nimi podzielić. Oczywiście przed obrazem Najświętszej Maryi Panny miałem takie zdarzenie: jakaś pani przede mną chciała zdjąć sweter. Chciałem jej pomóc, bo było gorąco w kaplicy. Inna pani chciała usiąść, a nie mogła, a ja nic nie mogłem zrobić. Nasunęło to duchową interpretację, że wszyscy przychodzimy tu do Matki po coś, prosząc o pomoc. Przychodzimy ze swoimi cierpieniami, ze swoim życiem. Ja przecież niczym się nie różnię, jestem też człowiekiem, któremu też jest gorąco i który też ma swoje cierpienia i potrzebuje Bożej łaski do przemiany życia. Dlatego tu jestem, aby szukać dalszej drogi do Jezusa przez Maryję. Dobrze, że stanąłem blisko otwartego okna i cieszę się Maryją, bo dokładnie nie wiem, czy bym tam ustał, ale to otwarte okno, przez które płynęło świeże powietrze, pomogło. To jednak jest coś więcej, to symboliczne okno na świat i swoim świeżym tchnieniem działa Duch Święty, również w stosunku do mnie, by mnie świat z jego pokusami i moi zagubieni bliscy w rodzinie "nie udusili". Ratunek w tym "Domu Maryi", gdzie czuję się u siebie, gdzie Maryja pokornie służy u boku Jezusa wiszącego na krzyżu, aby skruszyć mnie, grzesznika, skłonić do większego posłuszeństwa wiary, do słuchania Słowa i przyjmowania go całym sercem.

Mariusz
     Trzeba najpierw odnieść się do słów z Pisma o pojmowaniu duchem głębi, długości, wysokości i szerokości miłości (por. Ef 3,17-19). Tak naprawdę przynosimy Matce nasze egzystencjalne sprawy. Przynosimy je z niskości, życie takie, jakie jest, a Ona przekazuje Je Synowi, żeby On uczynił z niego coś sensownego. Aby wydobył z człowieka obraz Boga i przeniósł w świat "z wysoka" pochodzący od życia Syna Bożego. Jeżeli Maryja nas po prostu wznosi ku Synowi, to na tym polega Jej szkoła miłości. I dlatego to, co myśmy zrobili, to po prostu przyjechaliśmy i powiedzieliśmy: "Oto jestem, Matko. Jestem tutaj i oddaję Ci moje życie takie, jakie jest, abyś przekazała je Synowi. Każdy rozmawiał z Matką Bożą czy z Bogiem przez Matkę Bożą i na pewno oddawał swoje życie, prosząc o jego przemianę, o nawrócenie, aby nasza egzystencja szła w kierunku Królestwa Bożego. I o to chodzi, bo taka jest Maryja, która te nasze zwykłe sprawy bierze w Swoje ręce i dalej z troską przekazuje Synowi, prosząc nas, byśmy czynili wszystko to, co On nam powie (por. J 2,5). Wtedy to nasze zwyczajne życie będzie właśnie z tego "poziomu niskości" stale przenoszone na wysokość Bożego obrazu.
     Ciekawe odkrycia duchowe miałem w modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. Maryja jest naszą Patronką, Rodzicielką każdego z nas do życia w Chrystusie i dzieła ewangelizacji, ale nie Ona jest Panem i sprawcą ostatecznego owocu duchowego, ale pośredniczy w tym działaniu Boga. I dlatego, kiedy poszliśmy przed Najświętszy Sakrament, to się zaczęły od razu sypać owoce, bo co charakterystyczne, Matka chce nas zawsze doprowadzić ostatecznie do Jezusa, żeby Jego słuchać. I Jezus pouczył mnie o Matce! Jak zwrócił na to uwagę Zbyszek, aby wpatrywać się w Nią. Maryja, to jest wielka szkoła miłości, Ona ją przejęła od Pana i uczy nas kochać w zwykłej ludzkiej egzystencji. Uczy tego, jak trwać w miłości Jezusa w codzienności. Ona czyni tak dlatego, że u podstawy Jej miłości jest gigantyczna wiara i zaufanie do Jezusa - Syna Bożego. I dlatego, takie było moje przekonanie, w tej modlitwie dzisiaj przez Maryję zostało nam udzielone niezauważalnie znaczne pomnożenie ducha wiary, bo Ona jest gigantem wiary. Stąd bierze się specyfika atmosfery na Jasnej Górze, atmosfery niebiańskiej - bliskości Boga, a to przez wiarę Maryi, która prowadzi ku miłości i zaufaniu do Jezusa. Ona jest tak zjednoczona z Bogiem, że przenosi nas w ogóle w inną rzeczywistość, na tę upragnioną przez nas "wysokość", ale zarazem "głębię, szerokość i długość" miłości Bożej. Przez bycie na tych "wysokościach" wracamy z Jasnej Góry, mając światło, wielkie rozświetlenie, że w życiu chodzi tak naprawdę tylko o tę gigantyczną wiarę, która nas prowadzi. Żeby nie egzystencja była panem, ale w wierze została poddana Panu, a wtedy nie zostanie zawiedziona też nasza nadzieja na Królestwo Boże. Tak uczyniła Maryja, ukazując po prostu, co jest prawdziwym życiem, prawdziwymi wartościami. Przypominały mi się słowa papieża Franciszka z jego homilii w 2016 r na Jasnej Górze, w której wyrażał fascynację, że Największa Miłość - Jezus przyszedł w wyniku posłuszeństwa Maryi, przez Jej zwyczajne, proste życie. Z małego, z wierności Bogu w zwyczajnym życiu rodzi się wielka miłość i jakość życia, którego świat ani nie zna, ani nie może człowiekowi zaoferować, bo nie jest z Bożego Ducha. I my przez naszą wierność w małym, choćby przez to, że mimo przeciwności i wielu zniechęcających okoliczności wewnętrznych i zewnętrznych znaleźliśmy się w ten szczególny dzień razem z "Królową Różańca Świętego". Wynika to z posłuszeństwa ważnej zasadzie wiary "sentire cum ecclesia", by czuć razem z Kościołem, być razem w tym, co on aktualnie ważnego przeżywa, a przez to poddać się bardziej Duchowi Świętemu. I On działa, pozwala nam nie tylko pokonać wszelkie trudności i niedogodności, ale odczuć pewną "lekkość bytu". Przez Jego prowadzenie, nawet gdy nie ma miejsca na parkingu, ono się znajduje, nawet gdy jest gorąco w kaplicy, przez otwarte okno wpada świeże powietrze wprost na nas, gdy wszędzie tłumy walą na modlitwę, to i dla nas znajduje się jakieś miejsce względnego odosobnienia, a ponadto nawet w takim krótkim trwaniu przed Chrystusem w Najświętszym Sakramencie" owoców jest tyle, że trudno je od razu ogarnąć. Chcemy zjednoczyć się w modlitwie różańcowej z ludźmi modlącymi się wzdłuż granic, a na wały jasnogórskie trudno się nawet dostać, to przychodzi myśl, aby uczynić to już w drodze powrotnej, w naszych samochodach, a środki techniczne sprawiają, że się słyszymy nawzajem w modlitwie. Modlitwa wraz z Maryją i aniołowie Boży, torujący nam drogę, sprawiają, że podróż do Łodzi wydaje się niezauważalna czasowo, jakby ktoś nas niepostrzeżenie przeniósł z miejsca na miejsce. A kiedy jesteśmy głodni i spragnieni, i wracamy na miejsce naszego dalszego spotkania w domu, wszystko mamy przygotowane - ciepły posiłek właśnie się zagrzał w piekarniku na określoną godzinę i możemy zasiadać do agapy. Jesteśmy wdzięczni Bogu, że to wszystko jest w gruncie rzeczy takie łatwe i zgodne z założonym planem, a jednocześnie pełne pokoju, bo jest w Duchu Świętym. I mamy jeszcze czas, aby podzielić się między sobą duchową refleksją z przeżytego dnia i odczytać oraz zinterpretować słowo z Pisma Świętego, które zostało nam dane w kaplicy adoracji.


zdjęcia | powrót do kroniki
.
.
| Start | Idea, działalność | Wydarzenia | Wspólnota, przyjaciele | Formacja duchowa | Wydawnictwo | Kontakt |
.
. .
fundacja ewangelizacja media odnowa miłość sobór wspólnota mocni w wierze największa jest miłość kościół charyzmaty Duch Święty muzyka chrześcijańska liturgia centrum kultury chrześcijańskiej NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ Fundacja Ewangelizacyjno Medialna wspólnota Mocni w wierze