.
Fundacja NJM
Start Idea, działalność Wydarzenia Wspólnota, przyjaciele Formacja duchowa Wydawnictwo Kontakt 
.
.

Wydarzenia - rozwinięcie: Ćwiczenia Duchowne II tygodnia w Marcinkowie, VII.2016

zdjęcia | powrót do kroniki


     Wejście w faktyczne przeżywanie II tygodnia "Ćwiczeń duchownych" poprzedziło kilka medytacji z I tygodnia, które w praktyczny sposób postawiły nas w obliczu konfrontacji naszego życia z Bożym słowem. Szczególnie dotyczyła tego medytacja na podstawie Ewangelii Łukasza (Łk 14,25-32) o tym, jak budujemy nasze życie, na jakim fundamencie, czy jesteśmy uczniami Jezusa, którzy uzyskują wolność wobec świata i siebie samych. Tam zostały postawione pytania: Czy wystarczy mi na dokończenie budowy duchowej? (Zawsze przecież mamy wystarczającą ilość "materiałów" - zaufania Bogu, miłości, wielkoduszności). Czy zwyciężę w duchowej walce z nieprzyjacielem, który jest z założenia mocniejszy? Zwyciężę, jeśli roztropnie będę zapraszać wszędzie Chrystusa - wbijać Jego krzyż w swoje życie, bo szatan się Go panicznie boi. Oznacza to zgodę na nawrócenie wszędzie tam, gdzie ono jeszcze nie nastąpiło, zgodę bycia ewangelizowanym, ale też wzięcie z Chrystusem krzyża ewangelizowania innych. Medytacja ta w połączeniu z konferencją na temat fundamentu Ćwiczeń, która zawierała trochę inne ujęcie zagadnienia - ściślejsze odniesienie jego zasad do przykładu życia Jezusa i Miłości Jego Serca - sprawiła, że mogliśmy lepiej te zasady odnieść do praktyki życia. Konstrukcja konferencji oparta była na schemacie: fundament życia, który przedstawiał nam Jezus poprzez swoje kochające Serce - łączący w sobie to, co ludzkie z tym, co Boskie - a mój fundament, przez który też chcę łączyć niebo z ziemią. Mogliśmy zobaczyć, czy życie w każdym aspekcie budujemy na wierze, na życiu TEGO, KTÓRY JEST, czy jednak ta Obecność nie jest pewną abstrakcją i "nierealnością".
     Z kolei kontemplacje II tygodnia Ćwiczeń wprowadzały nas coraz bardziej w głąb osobowego spotkania z Jezusem, poznawania Go - "jaki On naprawdę jest?". Po to, żeby bardziej móc stanąć w prawdzie o tym, jaki ja jestem, czego mi trzeba, czego mi brakuje, czego muszę się pozbyć. Przede wszystkim było to wciąż ponawiane przez Jezusa wezwanie do posłuszeństwa Jego miłości, abyśmy wyszli z siebie, ze schematów dotychczasowego życia, z lęków, aby być z Nim i dla Niego, trwale się z Nim zaprzyjaźnić. Dlatego nasze odkrycia wewnętrzne, dotyczące tego, co faktycznie w nas jest mocne i słabe - grzeszne, były jeszcze głębsze, a pragnienia zmiany, nawrócenia i wzrastania w dobrym z każdym dniem potęgowały się. Apogeum rekolekcji stanowiła kontemplacja "O wskrzeszeniu Łazarza" (por. J 11,1-44), w której to każdy osobiście miał zobaczyć siebie wychodzącego jak Łazarz z grobu swojego dotychczasowego życia. Zmartwychwstawałem razem z Łazarzem, któremu Jezus dał nowe życie i mnie też je daje. Rozwiązał mi, podobnie jak Łazarzowi, związane ręce, abym mógł Go w sposób nieskrępowany wielbić, i zdjął opaskę z moich oczu, jak u Łazarza, aby już nigdy nie tracić Go ze swoich oczu, ale po ignacjańsku móc widzieć Jezusa we wszystkim i wszystko w Nim.
     Kontemplacja "O trzech parach ludzi" i ostatnia "O dwóch sztandarach" stanowiły podstawę do reformy życia, do sformułowania rekolekcyjnych postanowień, do przeformatowania życia, aby "nowe wino można było wlać do nowych bukłaków". Staję mężnie pod sztandarem Chrystusa jako nowy człowiek, zdeterminowany służyć Jedynemu Panu, pod Jego sztandarem, prowadząc odważnie walkę duchową z wojskiem nieprzyjaciela - z szatanem i światem duchów upadłych, które chcą mnie zwodzić do tego samego upadku, jaki jest ich udziałem. Jedynym wyjściem jest trwać mężnie z Chrystusem wraz z Jego armią uczniów, których mocą jest sam Pan, a orężem walki wiara, nadzieja i miłość.
     Tegoroczne rekolekcje pozwoliły na postęp w rozeznawaniu duchów, w rozumieniu i stosowaniu w życiu reguł św. Ignacego ich dotyczących, a także na postęp w praktyce rachunku sumienia. Zrobiliśmy spory krok w przód, czego wyrazem była przeprowadzona po raz pierwszy na Ćwiczeniach modlitwa o nowe wylanie darów Ducha Świętego nad każdym z uczestników rekolekcji. Miało to miejsce po zakończeniu Eucharystii, a błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem po modlitwie było rozesłaniem nas na "żniwo ewangelizacji". Dzięki łasce Bożej coraz bardziej będziemy się wychylać ku służbie innym, aby nie tylko samemu się rozwijać i wytrwać przez bycie ewangelizowanym, ale osiągać to z równym powodzeniem przez ewangelizowanie innych, dzielenie się otrzymanym darem. Potwierdzeniem, że taka jest wola Boża, było słowo "O charyzmatach Ducha Świętego" (por. 1 Kor 12,1-11) otworzone po modlitwie chrztu w Duchu Świętym i skierowane do całej wspólnoty.
     Najbardziej wymowne w ukazaniu tego, co się tam wydarzyło, są świadectwa uczestników rekolekcji:

Ania
     Podczas tegorocznych ćwiczeń zrozumiałam, jak bardzo głęboko zakorzeniony jest we mnie grzech - pycha, fałszywa pokora i zakłamanie, a w rezultacie także niewiara i nieufność wobec Boga.
     W świetle prawdy ujrzałam własną ślepotę duchową, która polega na tym, że często chcę realizować własną wolę, a Pana Boga potrzebuję tylko do zatwierdzenia słuszności moich poczynań. Powodzenie zaś powoduje, że sama przed sobą czuję się wewnętrznie doskonała, wynoszę się ponad innych i uznaję się za godną pochwały. Tymczasem lenistwo duchowe, ograniczanie przebywania z Panem na modlitwie, zaniedbywanie codziennego rachunku sumienia spowodowały moją letniość w relacji z Bogiem.
     Rezultatem takiej postawy i niewierności stała się skłonność do ulegania swoim odczuciom, złym emocjom, przywiązanie do zabezpieczeń materialnych i szukanie uczuciowego oparcia w ludziach i ich opinii o mnie. Nawrócenie i pójście za Jezusem też bardziej opierałam na swoich wysiłkach, ludzkich przesłankach, niż na zaufaniu Jego łasce. Samolubnie decydowałam, co będę robić, a czego nie, unikając w ten sposób wysiłku pokonywania własnych słabości.
     Prawdziwym wstrząsem duchowym była dla mnie kontemplacja "O chrzcie Jezusa w Jordanie" (Mt 3,13-17)
     Zostało mi pokazane, że gdy "wchodziłam do Jordanu", np. w sakramencie pojednania, aby oczyścić się z grzechów, ale nie trzymałam się Jezusa, to uzyskiwałam jakieś oczyszczenie, obmycie z win, potem jednak wszystko wracało. Nie miałam mocy iść dalej, postępować w wierze. "Woda" pozostawała mętna, a jej nurt to nurt świata. Płynęły w niej wszystkie grzechy, a ja, pociągana przez prąd rzeki, brnęłam, tracąc z oczu cel i sens mojej drogi życia w rodzinie i wspólnocie.
     Jednak Jezus mnie nie pozostawił w tej sytuacji. Spojrzał na mnie z miłością, chwycił za rękę, wprowadził do Jordanu i gdy odważyłam się całkowicie Mu zaufać, zanurzyć się w Jego miłości, "stał się cud" - woda się rozstąpiła i od miejsca, gdzie stałam z Jezusem, zaczęła płynąć w drugą stronę, do źródła, wbrew prawom przyrody i woda ta była krystalicznie czysta, bo początek jej nurtu był w Jezusie.
     Ten obraz wstrząsnął wszystkimi moimi władzami. Zrozumiałam, że tylko będąc wierna, bezgranicznie ufna Jezusowi, mogę oczyścić się naprawdę, widzieć Źródło życia i iść w Jego stronę. To nie będzie trudne tylko wtedy, gdy będę trzymać się Jezusa, Jego słuchać, Jemu się poddawać we wszystkim - wtedy "woda Jordanu" popłynie w dobra stronę i droga do celu, do Ojca nie będzie trudna.
     Wrogiem tej drogi jest moja pycha, nieposłuszeństwo, samostanowienie i próżność, np. odkładanie modlitwy, a zajmowanie się rzeczami często nie-
     potrzebnymi lub w niewłaściwym czasie. Duchowym podsumowaniem tych ćwiczeń stały się dla mnie słowa z Ewangelii wg św. Jana, z rozdziału 9,1-12 o uzdrowieniu niewidomego od urodzenia, które otrzymałam podczas modlitwy wstawienniczej nade mną przed Najświętszym Sakramentem o uzdrowienie i uwolnienie od grzechu. Jezus pouczył mnie, że teraz, gdy doświadczyłam przejrzenia, aby widzieć prawdę o Bożym miłosierdziu względem mnie, mam świadczyć o tym swoim życiem. Przejrzałam, pogłębiłam swoją relację z Jezusem, a teraz moją rolą jest wierność postanowieniu walki z głównym grzechem - brakiem pokory i nieposłuszeństwem. I bycie gotową na podjęcie woli Bożej tam, gdzie Pan posyła, a nie zamykanie się we własnym wyobrażeniu o pobożności.

Krzysztof
     Jako punkt wyjścia do podsumowania właśnie zakończonych rekolekcji niech mi posłuży doświadczenie ostatniej medytacji. Rozpocząłem rozważanie fragmentu Ewangelii wg Świętego Jana o oczyszczeniu świątyni jerozolimskiej z handlujących tam kupców (J 2,13-22). Jest to fragment, który niewątpliwie wiąże się z moim stylem życia. Grzeszność w tym przypadku leży w złej skłonności do przedkładania spraw powszednich nad chwałę Boga. Dążę stale do realizowania siebie w zamiarach, w mojej pracy, myśli moje są zajęte rozwiązywaniem zagadnień ze sfery świata materialnego. Poświęcam na to większość czasu każdego dnia, życie duchowe spychając na margines. Zostałem opanowany przez chciwość na polu materialnym , intelektualnym i psychicznym. Tłumaczę się przed sobą, że to pierwsze przychodzi mi ławo, jakby w sposób naturalny, bezproblemowy, natomiast drugie wymaga wysiłku, sprawia mi trudność, nie udaje się. W takim stanie rzeczy każda próba medytacji lub kontemplacji, każda głębsza modlitwa staje się męką. Myśli ze świata w końcu biorą górę, wypierając próbę nawiązania kontaktu z Bogiem. Zniechęcenie skutkuje skłonnością do ucieczki od życia duchowego. Zatopienie się w pracy powoduje również osłabienie więzi z rodziną i całą wspólnotą. Tak powstaje grzech, który tkwi we mnie przez wiele lat. Jestem w tym podobny do owych kupców, którzy swoją działalność ulokowali w miejscu przeznaczonym dla oddawania chwały Bogu Ojcu, kalając je czymś, co nie uchodzi w tym miejscu. Jest czas na pracę, ale jest też pora modlitwy, niepodzielnego poświęcenia serca i myśli Najwyższemu, oddania Mu się całym sobą. Moja modlitwa jest nazbyt powierzchowna, niewytrwała. Bywają dni, kiedy przebywając w miejscu pracy, nie znajduję czasu na uczestnictwo we Mszy Świętej. Jezus rzekł do kupców: "... z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!". To napomnienie dla mnie, abym czas przeznaczony dla Pana wypełnił na Jego chwałę modlitwą i Eucharystią, odwracając się na ten czas od spraw powszedniego życia. Prócz tego powinienem utrzymać większą więź - również duchową - z osobami bliskiego otoczenia, przede wszystkim najbliższą rodziną, polecając to wszystko opiece Ducha Świętego - Wspomożyciela. Do Niego powinienem się zwracać z prośbami o pomoc we wszelkich problemach i do Niego się często modlić o ratunek od grzechu.
     Rozważając to Słowo, przeszedłem jednak nieco dalej - do rozdziału trzeciego Ewangelii. Traktuje on o spotkaniu Jezusa z dostojnikiem żydowskim, Nikodemem (J 3,1-21). Wcześniej nie zgłębiałem tej treści, a teraz ją jakby "odkryłem". Przy pobieżnym czytaniu treść tej rozmowy może się wydać niewyróżniającą od innych, lecz to mylący pozór. W rzeczywistości to bardzo ważny fragment, odnoszący się do słuchania Bożego Słowa i rozumienia go. Jest także potwierdzeniem ignacjańskiej drogi nawrócenia. Mowa więc tam o ponownym narodzeniu do nowego życia, narodzinach nie z ciała, lecz "z wody i z Ducha". To warunki zbawienia, bez których nie dostąpię wiecznego życia w domu Boga Ojca. Chrzest zwykle otrzymujemy jako nieświadome dzieci, ale życie duchowe rozwinąć muszę sam, korzystając z pomocy Ducha Świętego, który udzieli mi takiej łaski. Konieczna też była ofiara krzyżowa Jezusa Chrystusa, o której On sam wspomina słowami o potrzebie wywyższenia Syna Człowieczego, a która była niczym innym jak aktem miłości Ojca do swego stworzenia - mnie. Jak bezgraniczna to miłość, dla której Ojciec posyła i poświęca swojego jednorodzonego Syna, aby nas - i mnie - nie potępić, lecz zbawić, a Syn - druga Osoba Boska - zgadza się na wielkie cierpienie i śmierć ziemskiego ciała. Jest to przecież wykładnia naszej wiary obowiązująca wszystkich nas, ochrzczonych z wody i tym samym włączonych w synostwo Boga, naszego Stwórcy. Naszym zadaniem jest więc odpowiedzieć na tę Bożą miłość tak, jak tylko jesteśmy zdolni naszą ułomną, ludzką miłością. Kiedy żyjemy wbrew zasadom wyznaczonym przez Stwórcę, odrzucamy Jego dar miłości. Nasz grzech jednak nie powoduje, że Bóg nas odrzuca i o tym powinienem pamiętać. Gdy nie mam czystego sumienia, nie mogę uciekać od Niego, chować się przed Nim jak Adam po grzechu pierworodnym. Zawsze mogę powrócić do Jego łaski, uznając swój grzech, wyznając i żałując popełnionego zła i co ważne - postanawiając poprawę. Można powiedzieć - to nic nowego ani odkrywczego, wszystko to znamy z katechizmu i z powszechnej praktyki życia katolickiego. Wartością jednakże ćwiczeń duchowych jest dla mnie osobiste przeżywanie treści niesionej przez Ewangelię i odniesienie ich wprost do własnego życia, a wtedy rzeczy znane z nauczania zyskują nowy, indywidualny wymiar. W moim przypadku wskazówką na dalsze życie jest pogłębianie modlitwy, zwłaszcza do Ducha Świętego z prośbą o dar rozpoznania grzechu i rady na jego pokonanie; o pogłębienie wiary w Boże miłosierdzie i łaskę przebaczenia; o zdolność miłowania Boga za Jego ofiarną miłość oraz ludzi jako moich współbliźnich i jako obraz naszego Stworzyciela.
     Za wszelkie doznane łaski, zwłaszcza za doświadczenie przebytych rekolekcji dziękuję i oddaję chwałę Bogu Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu.

Jędrek
     Na Ćwiczeniach Duchownych w tym roku Pan Bóg w szczególny sposób wzywał mnie do wolności od samego siebie i swoich własnych wyobrażeń oraz oczekiwań. Pewnym tego przejawem był brak szczególnych poruszeń, zwłaszcza emocjonalnych, na modlitwie. Wzbudzało to we mnie pewien niepokój, ale jednocześnie nadzieję i zaufanie, że Bóg jest od tego większy i moje odczuwanie nie wpływa na Jego działanie. Co więcej, owo odczuwanie nie powinno wpływać na moje postępowanie i wybory, jednak zwykle dzieje się inaczej.
     Pan Bóg pokazał mi jak wielkim grzechem jest moje upodobanie w sobie samym, we własnych odczuciach i wyobrażeniach, które sprawiają, że szukam tego i rozmyślam nad tym, co mógłbym dobrego zrobić dla Pana Boga, żeby był ze mnie zadowolony oraz abym sam miał z tego satysfakcję. Podejmując zupełnie niepotrzebne sprawy zaniedbywałem prawdziwe dobro, rzeczywiście pochodzące od Jezusa. Zamknięty w swoim egoizmie nie chciałem widzieć, że to co mam blisko jest Jego darem. Szczególnie dotyczy to posługi muzycznej we wspólnocie. Skupiałem się raczej na tym, co mi nie odpowiada, co mi się nie podoba, zamiast docenić, że w tym właśnie mogę służyć. Stanowiło to też dla mnie pewną wymówkę i "usprawiedliwienie" lenistwa w tym względzie, ponieważ rozumem pojmowałem, że niewielkim umartwieniem własnej woli mógłbym bardzo dużo uczynić, nie tylko w ewangelizacji, ale też w sprawach doczesnych, które również są darem od Pana (jednym z nich jest praca naukowa).
     Zauważyłem jednak, że przez egoizm i upodobanie w sobie odrzucam prawdziwe dobro, które otrzymuję od Pana Boga, nie dbam o nie, a interesuję się tym, co przyniesie korzyść wyłącznie dla mnie. Dlatego częściej wybierałem rozrywkę i relaks, zamiast sumiennego realizowania planu Bożego na co dzień; wybierałem takie spotkania z ludźmi, które zaspokajały moje upodobania, zamiast ukazywać chwałę Bożą przez świadectwo wiary; wybierałem różne niekonieczne dzieła "dla Boga" i mojej własnej satysfakcji, zamiast rzeczywistego dzieła Boga, w którym pragnie abym uczestniczył. W rozmyślaniu "O trzech parach ludzi" Pan Bóg pokazał mi właściwą postawę chrześcijańską, opierającą się na świętej obojętności. Przede wszystkim mam być wolny wobec samego siebie, moich własnych odczuć oraz upodobań, aby nie "ustawiać" Boga w moim życiu, a tym bardziej nie nazywać tego pełnieniem woli Bożej. Najlepsze co mogę uczynić, to włączyć się w Ofiarę Jezusa, w to co On chce zrobić dla mnie oraz przeze mnie, zamiast (przepraszając, że "znów mi nie wyszło" bycie dobrym w wypełnianiu Jego woli) składać Mu jakieś ofiary, których On nie chce ani nie potrzebuje, a które służą tylko mojej satysfakcji i fałszywej uniżoności przed Bogiem.
     Dziękuję Ci Jezu, że mogę uczestniczyć w dziełach Twojej Miłości przez prawdziwe umartwienie mojej woli. Dziękuję, że zwyciężasz mój egoizm i pychę oraz że wspomaga mnie w tym Twoja Matka.


zdjęcia | powrót do kroniki
.
.
| Start | Idea, działalność | Wydarzenia | Wspólnota, przyjaciele | Formacja duchowa | Wydawnictwo | Kontakt |
.
. .
fundacja ewangelizacja media odnowa miłość sobór wspólnota mocni w wierze największa jest miłość kościół charyzmaty Duch Święty muzyka chrześcijańska liturgia centrum kultury chrześcijańskiej NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ Fundacja Ewangelizacyjno Medialna wspólnota Mocni w wierze