.
Fundacja NJM
Start Idea, działalność Wydarzenia Wspólnota, przyjaciele Formacja duchowa Wydawnictwo Kontakt 
.
.

Wydarzenia - rozwinięcie: Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli - II tydzień. Marcinków, 15-23.VII.2012

zdjęcia | powrót do kroniki


     Tak jak w poprzednich latach w programie każdego dnia znalazły się trzy wprowadzenia do medytacji lub kontemplacji wraz z ich indywidualnym odprawieniem (każda w wymiarze jednej godziny), konferencja na temat samych rekolekcji oraz życia duchowego, wspólna modlitwa jutrzni, Eucharystia, adoracja Najświętszego sakramentu bądź wspólnotowe spotkanie modlitewne, spotkanie w kierownictwie duchowym. Ćwiczenia duchowne zaczęliśmy jeszcze w domu, kilka dni przed rozpoczęciem "właściwych rekolekcji", a stało się to poprzez medytację z Ewangelii Jana, konkretnie przez Prolog: "Na początku było Słowo..." (J 1,1-15). Przez rozważanie tego fragmentu Ewangelii otwieraliśmy się hojnie z wdzięcznością i wielkodusznością na odwieczne Logos - Syna Bożego, Miłość, przez którą "stało się wszystko, co się stało" i my też staliśmy się, zaistnieliśmy w czasie jako owoc tej miłości, powołani, aby na nią odpowiedzieć naszym życiem.
     Już w czasie samych rekolekcji poprzez kilka medytacji z I tygodnia Ćwiczeń mogliśmy sami uświadomić sobie, że główną przeszkodą na drodze do życia Bożą miłością jest obecność i działanie ducha złego, o którym święty Ignacy pisał jako nieprzyjacielu naszej natury, oraz grzech, do którego on nas skłania. Kiedy człowiek ulegnie pokusie, wtedy przez grzech w wymiarze ciężkim (a lepiej go nazywać śmiertelnym) następuje zerwanie odwiecznej zasady życia, jaką jest sam Bóg oraz relacja miłości człowieka z Nim, a doprowadza to do śmierci duchowej człowieka. Mogliśmy to znowu odnieść do naszego życia, szczególnie poprzez medytację "O potrójnym kuszeniu Jezusa" (Mt 4,4-11), w której to Ewangelii ukazany jest Jezus poszczący przez czterdzieści dni i nocy na pustyni oraz metodycznie kuszony przez diabła. W ten sposób pokazał nam ową diabelską metodę w kuszeniu nas i jak pokonać nieprzyjaciela mocą Bożą. Pozwalając wnikać Bożemu światłu w nasze życie, mogliśmy dostrzec, jak pożądliwość ciała, oczu oraz pycha tego życia dotknęły nas osobiście i jak ogromny wpływ wywarły na nasze życie, nieraz doprowadzając do zerwania więzi miłości z Bogiem. Sytuacja śmierci duchowej zagrażała naszemu zbawieniu, a w takim stanie ducha, w swojej nieświadomości mogliśmy trwać przez wiele lat. Zobaczyliśmy jednocześnie, że Bóg zawsze był nam wierny, choć my nie dochowywaliśmy Przymierza z Nim i że stwarza to dla nas niepowtarzalną szansę, aby na nowo wrócić do domu Ojca, wrócić do wierności Bogu, polegającej na zwyciężaniu samego siebie mocą Bożą, pokonywaniu grzesznej skłonności naszej natury i chodzeniu w mocy Ducha według woli Bożej. Pomogła nam w tym konferencja pod tytułem "Zwycięż samego siebie" (było to ulubione zawołanie świętego Ignacego), ukazująca w sposób jasny i klarowny, że celem tych Ćwiczeń jest wprowadzenie człowieka na drogę zbawienia poprzez metodę stałej ascezy, stałego umierania dla grzechu i walki z każdym przejawem nieuporządkowanej miłości własnej, aby tylko z czystych pobudek, czystej miłości służyć pod sztandarem Chrystusa w świętym Kościele katolickim na większą chwałę Bożą. Medytacja o "Wyprowadzeniu Izraelitów z niewoli egipskiej" (Wj 14,1-31) na zakończenie tej części rekolekcji była symbolicznym, ale też i realnym wyprowadzeniem nas z niewoli naszego grzechu do wolności dzieci Bożych, czyli do życia po drugiej stronie morza i zdania się na Boże prowadzenie, na Jego moc, zaufanie do Niego we wszystkim. Ciała zabitych Egipcjan leżących na brzegu morza symbolizowały nasze grzechy, mocno przemawiając do naszej wyobraźni, ukazując czym w istocie jest grzech - że jest to śmierć człowieka, który sprzeciwia się woli Bożej, nawet walczy z Bogiem i jako martwy staje się niepotrzebny, bezużyteczny, staje się rodzajem urzeczowionego odpadu, bo nie ma życia w sobie, życia miłości, do którego jest powołany.
     W tym krótkim czasie przeszliśmy więc na nowo ową "drogę oczyszczającą", jaką jest I tydzień Ćwiczeń i wyszliśmy na pustynię jak Izraelici zdający się na Tego, który teraz będzie ich uczył żyć w wolności, bez szukania ludzkiego oparcia, mający je jedynie w Bogu, który przez swojego przewodnika Mojżesza poprowadzi ich mocną ręką do Ziemi Obiecanej. Dalej pozostaliśmy na tej drodze oczyszczającej, ale stopniowo przeradzała się ona też w "drogę oświecającą", jaką jest nazywany II tydzień Ćwiczeń Duchownych. Izraelici na pustyni uczyli się Boga i poznawali samych siebie w prawdzie przed Nim, doświadczając wielkiego oczyszczenia swoich intencji, ale również zbliżając się coraz bardziej do Bożej miłości, rozumienia Jego woli, czego wyrazem jest Przymierze na Górze Synaj oraz Kamienne Tablice z Dekalogiem. My na naszej pustyni duchowej przez II tydzień poznawaliśmy Osobę Jezusa Chrystusa, Jego życie, świętą Rodzinę, istotę Jego misji, Jego działanie, uczucia, postępowanie, relacje z ludźmi. Uczyliśmy się Jezusa po to, aby zbliżyć się do Niego, rozmiłować się w Nim, uczyć się Jego sposobu życia jako Mistrza i Pana, uwierzyć w Niego do końca i pójść za Nim z pełnym zaufaniem, służąc pod Jego sztandarem dla zbawienia dusz. Każdego dnia coraz bardziej rozumieliśmy, że naszą ziemią obiecaną jest sam Jezus i królestwo Boże, jakie uosabia sam w sobie, przynoszące nam pokój, miłość, radość, sprawiedliwość, czystość i prawość. Szczególnym tego wyrazem była kontemplacja "O kazaniu na górze i ośmiu błogosławieństwach", która uświadomiła nam głębiej założenia (konstytucję) królestwa Bożego oraz tego, kto jest w nim prawdziwie błogosławiony. Zawieraliśmy z Jezusem Nowe Przymierze, już nie to wypisane na kamiennych tablicach Przymierze Prawa, już nie, jak mówi święty Paweł, przymierze litery, ale przymierze ducha, płynące z czystej miłości ku Jezusowi, którego promotorem jest obecny w nas i działający Duch Święty - Duch mocy i miłości, Duch samego Jezusa dany nam i posłany przez Ojca i Syna w dniu Pięćdziesiątnicy. Przebyliśmy drogę życia z Jezusem od momentu, kiedy Trójca Święta postanawia o Jego Wcieleniu, a dalej przez Jego Narodzenie, "Ucieczkę świętej Rodziny do Egiptu i powrót z niego", "Ofiarowanie Pańskie", "Znalezienie Jezusa w świątyni", "Życie w Nazarecie", do rozpoczęcia samej Jego misji przez "Chrzest Jezusa w Jordanie", "Wesele w Kanie Galilejskiej", głoszenie przez Niego Ewangelii w przypowieściach, "Kazanie na górze", "Wypędzenie kupców ze świątyni Jerozolimskiej", aż do momentu wskrzeszenia Łazarza, czyli tuż przed "Uroczystym wjazdem do Jerozolimy" w Niedzielę Palmową.
     Jednak świętemu Ignacemu nie chodziło tylko o to, aby przez drugi tydzień Ćwiczeń ugruntować i potwierdzić radykalne nawrócenie z I tygodnia, ale również doprowadzić do tego, aby ostatecznie wyschło źródło naszego grzechu, czyli przede wszystkim to, co jest naszą wadą główną, co też dokonuje się przez umiłowanie osoby Jezusa, zastąpienie wady cnotą, złego afektu dobrym, braku miłości, który jest głównym sprawcą grzechu, przez miłość, aby człowiek nie tylko nie wybierał zła, ale wybierał dobro i to zawsze większe dobro. Chodziło też jeszcze o coś więcej - aby przez "drogę oświecającą" II tygodnia dać nam prawdziwe światło, czyli Jezusa - Światłość świata na całe nasze życie. Światło, które będzie nas oświecać i prowadzić każdego dnia do pełnienia woli Bożej, czyli dokonywania wyborów zgodnych z Jego wolą. Dlatego drugi tydzień Ćwiczeń służy i nam też służył do dokonania wyboru stanu, w jakim chce się pod sztandarem Chrystusa toczyć walkę o własne zbawienie i zbawienie dusz w ogóle (w małżeństwie czy kapłaństwie, czy samotnie, czy w życiu zakonnym, świeckim czy konsekrowanym, czy niekonsekrowanym), a dla tych, którzy już dokonali takiego wyboru w swoim życiu, do tak zwanej reformy życia według woli Bożej. Jest to ostateczny metodyczny cel II tygodnia, aby człowiek wybrał lub radykalnie zreformował swoje życie w ramach tego, co wybrał już wcześniej (w sposób uporządkowany), pod kątem odrzucenia tego wszystkiego, co się w jego życiu sprzeciwia woli Bożej i wybrania tylko tego, co jest z nią zgodne. Reforma obejmuje więc cały plan naszego życia, stosunek do Boga, do siebie, do bliźniego, do czasu, do trybu życia, do świata stworzonego, do przedmiotów. Zmierza ostatecznie do tego, aby w naszym życiu zapanował ład Boży - ten najwyższy porządek, czyli aby we wszystkim widzieć Boga, jednocześnie wszystko w Bogu, który to ład prowadzi do naszego szczęścia i zbawienia. Do tego potrzebne jest radykalne odrzucenie grzechu, ale i coś więcej - wybieranie zawsze tylko Jezusa, świadomy i dobrowolny wybór tych wartości, których źródłem jest Bóg, które On uosabia. Jest to wybór Osoby Jezusa, całej Trójcy Świętej i Maryi Matki jako Patronki naszego nawrócenia i życia w Duchu Świętym. Pomogła nam w tym przewidziana w II tygodniu (jako pewne apogeum w dochodzeniu do owocu rekolekcji) kontemplacja "O dwóch sztandarach", która radykalnie przedstawia człowiekowi wizję dwóch obozów władzy w świecie, z których jeden - szatana - walczy o dusze ludzkie metodą podstępu, złości, przewrotności, kłamstwa i zdrady, zaś drugi - Jezusa, który nie zmusza do niczego, ale pociąga naszą wolność - przez miłość, dobroć, pokój i prawdę. Każdy z tych obozów wysyła swoich poddanych, zwolenników, uczniów, aby wpływali na ludzi, ale dla diametralnie różnych celów.
     Wielką pomocą w dokonywaniu wyboru czy reformy życia była również medytacja "O trzech stopniach pokory" przedstawiająca człowiekowi i to, co do zbawienia konieczne (przeciwstawienie się grzechowi ciężkiemu nawet za cenę utraty życia - I stopień) i to, co więcej służy do Chwały Bożej i zbawienia - uzyskanie świętej obojętności wobec wszystkiego w świecie (II stopień pokory), a wreszcie pełne naśladowanie Chrystusa w Jego wzgardzie i poniżeniu ze strony świata (III stopień pokory). Chcieliśmy więc przylgnąć do Jezusa nie tylko umysłem, ale i sercem, nie tylko wolą, ale i uczuciem oraz umiłować najwyższą wartość, jaką jest sam Bóg i zawsze Jego wybierać, najlepiej w najwyższym stopniu pokory. Ćwiczenia usposabiały nas do tego, do życia duchowego w ogóle, wprowadzając nas w metodę pracy nad sobą każdego dnia przez przebywanie ze słowem Bożym i dając nam narzędzia w postaci reguł rozeznawania duchowego oraz rachunku sumienia, które pomagając nam dokonywać właściwych wyborów, pozwalały odrzucać to, co jest zamysłem złego ducha i jego pokuszeń, a wybierać tylko to, co jest od Boga. Dlatego też na naszych rekolekcjach trzy konferencje dotyczyły kolejno właśnie rachunku sumienia oraz reguł służących do rozeznawania duchowego i reguł służących do "większego rozeznania duchowego" (dotyczących bardziej II tygodnia Ćwiczeń). Konferencja pod tytułem "Ćwiczenia duchowne drogą do chrześcijańskiej dojrzałości" ukazywała nam w całości, w jaki sposób Ćwiczenia duchowne prowadzą nas etapami do prawdziwej dojrzałości ludzkiej i chrześcijańskiej oraz jak pomimo upływu tylu setek lat od powstania tej metody nie tylko pozostają znakomitym narzędziem ewangelizacji jak najbardziej aktualnym, w których wielu papieży i świętych Kościoła dostrzegało i dostrzega perłę wszystkich rekolekcji, ale zgadzają się z drogą dojrzałości osobowej i społecznej, jakie nakreśla współczesna nauka psychologii.
     Na pewno dla każdego z uczestników dwoma kulminacyjnymi momentami w przeżywaniu tych rekolekcji było najpierw wielkie oczyszczenie przez sakrament pojednania i pokuty w połączeniu z indywidualną modlitwą o uzdrowienie wewnętrzne w obecności Jezusa w Najświętszym sakramencie oraz modlitwa o wylanie Ducha Świętego - tak zwany chrzest w Duchu Świętym, który miał na celu utwierdzenie i przypieczętowanie naszych wyborów oraz dogłębnej reformy życia i ich skuteczne wcielenie w życie przez wierną współpracę z Nim i otwarcie na Jego charyzmaty. Ani tak głębokie oczyszczenie wewnętrzne, ani uzdrowienie skutków grzechu, ani dokonanie dobrego wyboru i reformy życia według woli Bożej nie byłoby możliwe bez tego całego uprzedniego, wnikliwego przygotowania, jakim były medytacje i kontemplacje, konferencje, modlitwy liturgiczne i pozaliturgiczne oraz spotkania w kierownictwie duchowym. O wielkich owocach tych rekolekcji zdecydowały działająca w nich łaska Boża oraz hojność i wielkoduszność, z jakimi każdy z uczestników wszedł w te Ćwiczenia, czyniąc ze swojej strony wszystko, co tylko było możliwe, aby poznawać prawdę o Bogu i o sobie, otwierając się na przemianę swojego życia i rozpoznawanie woli Bożej w nim.
     Oddajmy teraz głos samym uczestnikom:

Ania:

     Jechałam na Ćwiczenia z wielkim pragnieniem przemiany życia. Nie do końca wiedziałam, co i jak ma się przemienić. Jednak w głębi duszy przeczuwałam, że to sam Jezus pragnie mi otworzyć oczy i uszy, abym już widziała jedyny kierunek życia w Nim, z Nim i przez Niego. Miałam wrażenie, że coś już na drodze wiary zostało mi dane, ale czułam w sobie wielkie pokłady pustki, zwątpienia, rutynowego wykonywania pewnych czynności zarówno codziennych, życiowych, jak i tych religijnych. Sądziłam, że tak ma być, że nie zawsze muszę mieć entuzjazm wiary, że Duch Święty już tyle we mnie wlał, ile trzeba, więc czego jeszcze szukam? Tymczasem Ćwiczenia okazały się wielkim znakiem Bożego miłosierdzia dla mnie. Pokazały mi, gdzie tkwi błąd. W czym w życiu nieustannie pozwalam odłączyć się od miłości Jezusa i żyję "na własną rękę".
     To ja, moja miłość własna, własna wizja szczęścia stała mi na przeszkodzie. To co, że rozumiałam w umyśle, że istnieje wola Boża, powołanie chrześcijańskie do życia według Ducha, kiedy sercem byłam wyłącznie związana z realizacją własnego planu, własnych wizji życia, własnej wizji wyznawania wiary, modlitwy, służenia rodzinie i innym ludziom. Mój egoizm dał okazję złu, które prędko wkradło się do mojego życia pod pozorem dobra.
     Wszystko, co robiłam, czyniłam z wewnętrznym przekonaniem, że za to spotka mnie pochwała, że ludzie będą ze mnie zadowoleni, jeśli nie będę się im narażać, mówiąc im np. zbyt dużo, albo zbyt zdecydowanie o Chrystusie, którego przecież doświadczałam, ale wciąż nie ufałam Mu tak, jak On jest tego godzien. Wszystko kierowałam na własną korzyść w sensie dobrego samopoczucia. Jezus był jakby na dokładkę, "pieczątką" przystawioną na moim planie życiowym. Skutkowało to tym, że często czułam się usprawiedliwiona sama we własnych oczach. Sakrament pojednania był dla mnie tylko jednym z obowiązków do spełnienia, nie bardzo wiedziałam, co jest moim grzechem głównym, oceniałam sama grzechy i odwlekałam pójście do spowiedzi jak tylko można maksymalnie. To wszystko spowodowało, że sumienie nie dawało mi spokoju. Głos Boży w duszy podpowiadał, że zbaczam z drogi, że moje życie toczy się na zewnątrz miłości Bożej.
     Ćwiczenia pozwoliły mi zobaczyć mechanizm postępowania, który prowadzi do oddzielenia od Boga, do nierozpoznawania Jego woli, zaciemnienia, zamknięcia serca, życia obok Boga i ludzi, a nie z nimi. Zrozumiałam, że miłość Jezusa do mnie jest tak ogromna, iż nieustannie mnie przywołuje, chce wszystko przebaczyć i postawić moje życie w nowym świetle.
     Po raz pierwszy w życiu jasno zobaczyłam, czym jest grzech i jak bardzo rani Chrystusa. Odczułam Jego Serce swoim sercem. Wiem teraz, czym jest prawdziwy żal za grzechy, skrucha i czym jest miłość przebaczająca Jezusa.
     Ćwiczenia Duchowne są drogą oczyszczającą i oświecającą życie wiary. Dały mi szczególne narzędzia do rozpoznawania działania duchów w moim życiu. Reguły II tygodnia połączone z medytacjami, konferencjami, kontemplacją Słowa Bożego pozwoliły mi przeżyć autentyczne spotkanie z Jezusem, żywym, prawdziwym, działającym i kochającym mnie Panem. To do mnie Jezus powiedział "Pójdź za mną". Szczególnym dla mnie tego znakiem było doświadczenie, gdy podczas kontemplacji wydarzenia z życia Jezusa, jakim był Jego chrzest w Jordanie, stanęłam w duchu wśród ludzi pragnących przyjąć chrzest Janowy (oczyszczający z grzechów) tuż za plecami Jezusa. On zrobił mi osobiście miejsce za sobą, On chciał dla mnie uświęcić wody Jordanu, aby przez Niego, Jego miłość do mnie dokonało się moje oczyszczenie i moje włączenie w Miłość Trójcy Świętej.
     Zrozumiałam, że taki chrzest dokonuje się za każdym razem w konfesjonale. To Jezus idzie tam przede mną, aby oczyszczać mnie z grzechów, słabości oraz zaniedbań i uświęcać moje życie, moją miłość do Niego, przywracać Boży porządek we wszystkim, do czego zostałam powołana i co robię na co dzień. Otrzymuję też łaskę do przemiany życia, aby służyć Bogu i ludziom tak, jak to jest przewidziane w Bożym planie. Wiem, że dopiero z pomocą tej łaski mogę zmienić relacje z rodziną, innymi ludźmi, a przede wszystkim utwierdzić siebie i innych w wielkiej godności, jaką jest bycie umiłowanym dzieckiem Bożym.
     Przemiana życia zaczyna się od wewnątrz! Od doświadczenia miłości Jezusa do każdego. Dziś wiem, że potrzeba ogromnej pokory przed Bogiem, aby przyjąć Jego dar i nie zmarnować go w życiu. Do świadomego wyboru drogi naśladowania Chrystusa skłoniło mnie szczególnie rozważanie kontemplacji o dwóch sztandarach. Wybieram tylko "sztandar" Chrystusa - Jego służbę, a nie "sztandar" tego świata opanowanego przez rozpasanie miłości własnej, konsumpcję, pychę, chciwość, zazdrość, konkurencję, zdobywanie władzy i sławę.
     Największym skarbem, dającym zbawienie jest miłość Jezusa i naśladowanie jej. Wiem, że czeka mnie dalsze oczyszczanie świątyni mojego wnętrza z wszelkich kramów, dodatków, gadżetów, które czynią z niego "jaskinię zbójców". Ale już wiem i chcę tego oczyszczenia wspólnie z Jezusem. Dziękuję Bogu za rodzinę, za sakrament małżeństwa, z którego czerpiemy łaskę razem z mężem. Do tej pory upatrywałam szczęścia w pracy zawodowej i sądziłam, że realizacją woli Bożej jest przede wszystkim moje bycie nauczycielką. Poświęcałam więc pracy najwięcej czasu w ciągu dnia kosztem modlitwy, którą często odkładałam na "dogodniejszą chwilę" oraz rodziny, której poświęcałam nieadekwatną ilość swego czasu i sił, co jest przecież tak ważne w Bożym planie. Teraz Chrystus przywrócił właściwy porządek w życiu moim i moich bliskich.Jesteśmy sobie dani i zadani. Razem dopomagamy sobie w drodze do zbawienia poprzez wspólną modlitwę, wspólne dzielenie się owocami medytacji słowa Bożego i bycie we wspólnocie wiary w kierownictwie duchowym, a przede wszystkim przez Eucharystię, nieustanne trwanie w rozeznawaniu, w rachunku sumienia i w zgodzie z nauką świętego Kościoła Katolickiego. Dziękuję Bogu, że obdarzył mnie łaską życia w chrześcijańskim małżeństwie.
     Spotkałam Miłość i chcę już żyć z miłości dla Miłości. Drogą jest codzienne wykonywanie obowiązków tak zwyczajnie, pokornie, ufnie jak Święta Rodzina w Nazarecie.

     Jestem z miłości
     Emanuję miłością
     Znajduję miłość
     Ufam miłości
     Staję się miłością

Jędrek:

     Na tegoroczne Ćwiczenia Duchowne jechałem z nadzieją, że Pan Bóg zmieni moją mentalność. Pragnąłem, aby zły sposób myślenia i odczuwania nie tylko już nie wpływał na moje postępowanie, ale żeby także przestał dla mnie istnieć. Jezus dał mi zrozumieć, że również tego pragnie przez fragment Ewangelii o Jego chrzcie w Jordanie, który był podstawą jednej z kontemplacji w ciągu Ćwiczeń, który otrzymałem też po modlitwie uzdrowienia i uwolnienia przed Najświętszym sakramentem. Okazał się on dla mnie w sensie duchowym kluczowy z dwóch ważnych powodów. Z jednej strony pokazał mi, że tylko w mocy Ducha Świętego mogę wytrwale pełnić wolę Ojca w niebie, z drugiej strony ukazał mi chrzest Janowy jako chrzest pokuty, co oznaczało w dosłownym tłumaczeniu chrzest "zmiany swojego myślenia", przygotowujący na przyjęcie osoby Jezusa-Mesjasza i królestwa Bożego, które On uosabia. Jezus uświadomił mi więc duchowo w ten sposób, że w Duchu Świętym jest Źródło mocy i w działaniu, i do przemiany życia, a tego mi właśnie było trzeba, abym odszedł od mentalności świata w percepcji rzeczywistości, która polega na widzeniu w samym człowieku źródła mocy sprawczej dla świata.
     W moim przypadku, jak przekonał mnie Jezus, zmianie miało ulec podejście do zwykłych, codziennych rzeczy, jak i większych spraw. Ani jednych, ani drugich nie podejmowałem jak powinienem, ponieważ usprawiedliwiałem się, że te pierwsze i tak nie mają większej wartości, więc nikt ich nie doceni tak, jakbym tego chciał, zaś drugie wymagają dużo pracy, dlatego dochodziłem do wniosku, że nie zdołam ich wykonać zgodnie ze wszystkimi moimi oczekiwaniami, zatem także nie będą docenione. Wynikało to z braku poczucia wyższego celu wszystkich tych zadań życiowych, że bardziej lub mniej bezpośrednio mają służyć Bogu i Jego chwale. Przez brak dobrej woli i zadowalanie się "minimum programowym" życia oraz dążenie do własnej wygody popadałem w chorobliwe wręcz lenistwo, prowadzące do zniewolenia telewizją. Często bywało, że program telewizyjny stawał się programem dnia. Powracały do mnie także dawne grzechy i zniewolenia, zwłaszcza nieczystością i grami komputerowymi. Przyczyniałem się do duchowego rozbijania rodziny, nie odpowiadając na potrzeby i oczekiwania najbliższych, a nawet unikając rozmów z nimi oraz zrzucając inicjatywę wspólnej modlitwy na innych. Spowodowało to, że zarówno w życiu duchowym, jak i egzystencjalnym każdy pozostawał sam ze swoimi problemami oraz radościami, oczekując zainteresowania z drugiej strony, które nie nadchodziło. Jednocześnie często źle podchodziłem do sakramentów pojednania i pokuty oraz Eucharystii tracąc z oczu prawdę, że Pan Bóg również jest Osobą, która kocha mnie i pragnie odpowiedzi, prawdziwie osobowej relacji ze mną, przez co, bardziej starałem się własnymi siłami trzymać "Kościelnych zasad" i podobać się ludziom, niż słuchać Ducha Świętego, który najpełniej objawia mi prawdę o mnie i daje łaskę życia zgodnego z wolą Pana. Taki sposób myślenia sprawiał, że grzechy były dla mnie wykroczeniem przeciwko własnej doskonałości, a nie czymś co odwraca mnie od Boga i Jego porządku życia. Na brak zgłębiania prawdy o moim myśleniu, odczuwaniu i postępowaniu miała wpływ rezygnacja z kierownictwa duchowego oraz lektury duchowej.
     Pan Bóg jednak dał mi do zrozumienia, że takim życiem nie pomnażam Jego chwały tak, jak On chce i tak, jakbym mógł. Uświadomił mi, że nie mogę być wyznawcą własnych słabości i ograniczeń, ale powinienem ufać Chrystusowi, że posyła mi Ducha Świętego, który wyzwala mnie z niedoskonałości i w mojej słabości działa w moim życiu! Pragnę teraz pomnażać dobro, które poprzednio zaniedbywałem. Pan Bóg szczególnie zwrócił moją uwagę na uporządkowanie czasu zgodnie z Jego wolą jako narzędzie pomocne w tym. Widzę, że życie modlitwy ustalone w ciągu dnia, zwłaszcza rozważanie Słowa Bożego, Msza święta i rachunek sumienia, stają się "ramą" porządkującą wszystkie inne zajęcia. Próbowałem podejmować to już wcześniej, ale nie byłem wytrwały, dlatego duch zły mógł mnie łatwo zwodzić i osłabiać. Chcę też pokonywać swoją niewiarę przez bardziej otwarte służenie we wspólnocie, szczególnie darem muzycznym, jednak dbając w tym o czystość intencji, zgodnie ze słowami świętego Piotra "Jako dobrzy szafarze różnorakiej łaski Bożej służcie sobie nawzajem tym darem, jaki każdy otrzymał. Jeżeli kto ma [dar] przemawiania, niech to będą jakby słowa Boże. Jeżeli kto pełni posługę, niech to czyni mocą, której Bóg udziela, aby we wszystkim był uwielbiony Bóg przez Jezusa Chrystusa. Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen." (1 P 4,10-11), nie oczekując uznania, ani też nie zrażając się niedoskonałościami, jakie mogą się pojawić.
     Na ten aspekt wyraźnie zwróciłem uwagę w kontemplacji o Objawieniu Pańskim, która najbardziej poruszyła mnie w tych Ćwiczeniach. Maryja z Józefem przybyli ofiarować Jezusa w świątyni tak samo, jak wiele innych rodzin czyniło ze swymi dziećmi. Byli po prostu wierni tradycji żydowskiej, traktowali to zwyczajnie, bez oczekiwania, że obecni w świątyni zauważą wyjątkowość Jezusa. Z drugiej strony widać postawę Symeona, wygłaszającego wielkie proroctwo o Mesjaszu, nie zważając na to, że mógłby się narazić uczonym w Piśmie czy kapłanom, którzy na pewno byli w pobliżu. Jednak mimo świadomości wzniosłości słów, które wypowiada, nie szuka uznania ze strony rodziców Jezusa. Byłby to śmieszny widok, gdyby Symeon oburzył się na nich za to, że w zdumieniu nie wyrazili podziwu dla jego proroctwa.
     Pan Jezus przypomniał mi też o wielkiej wartości wspólnoty i rodziny oraz zaangażowaniu w budowanie ich jedności w Bogu, ponieważ wtedy nawet jeśli ktoś ulegnie swojej słabości, inni dochowają wierności i pomogą się podnieść według słów świętego Pawła Apostoła "Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe" (Ga 6,2). Bóg pokazał mi, że aby powiększać dobro muszę stale stosować się do tych słów. Poza dbałością o własne życie duchowe czy codzienne obowiązki, powinienem także zatroszczyć się o innych w tym względzie, wykazując inicjatywę w dążeniu do jednoczenia się z najbliższymi w modlitwie, działaniu oraz po prostu w rozmowie poprzez zainteresowanie życiem drugiej osoby.
     Nade wszystko jednak muszę utrzymywać ściśle osobową relację z Trójcą Świętą, prawdziwą zażyłość, przyjaźń, bo od jej stanu zależy kształt całego życia. Dziękuję Panu i ufam, że nieustannie wspiera mnie swą łaską, abym wiernie wypełniał Jego wolę na co dzień.

Zbyszek:

     Czas tegorocznych rekolekcji był czasem łaski, która nie skończyła się jednak wraz z rekolekcjami, ale trwa nadal w moim życiu jako duchowe owoce rekolekcji. To co wydawało się już gruntownie poznane w czasie poprzednich Ćwiczeń duchownych czyli mój główny grzech został mi rozświetlony na nowo i zostałem wezwany do głębszego nawrócenia. To mnie się czasem wydaje, że ja już słucham w pokorze Pana, a tu odkrywam, że są we mnie jeszcze duże pokłady wyniosłości serca i umysłu przez które jestem gruboskórny i odporny na Jego mowę i wolę, nie wszystko dociera do mnie, tak jak Bóg tego chce i wtedy de facto działam według własnej woli wpadając w różnego rodzaju pułapki. Polegają one na tym, że choć przez jakiś czas pokładam nadzieję w czymś innym, a nie w Panu. Może to być moja własna siła, inteligencja, przekonanie, że to co ja powiem jest najsłuszniejsze i inni muszą się temu podporządkować, wydaje mi się też czasem, że ja już wiem wszystko to, co powinienem wiedzieć choćby w sprawach duchowych. W czasie przygotowania się do spowiedzi otrzymałem też nowe światło od Pana, że nie chodzi tylko o pokonywanie w Chrystusie mojego grzechu, ale również o przebaczenie mi tego, że mój grzech był powodem zgorszenia innych, że bliskie mi osoby pod wpływem takiego mojego życia nie miały we mnie przykładu wiary i same też wpadły w podobne grzechy i co gorsze trwają w nich dalej. Jezus w swojej miłości dał mi więc zrozumieć ten inny, głębszy wymiar mojego grzechu, a przez to wzbudził we mnie ogromny żal i pragnienie przebaczenia na nowo tego, co już wcześniej zostało mi przebaczone. Podobnie jak w czasie moich pierwszych rekolekcji ignacjańskich w życiu miałem wielkie poczuciu winy i chciałem, aby Jezus oczyścił mnie dogłębnie z mojego grzechu. Pomocą w tym cierpieniu były mi słowa o królu Ezechiaszu, któremu Pan darował 15 lat życia, o które prosił i płakał, kiedy okazało się, że jego choroba jest śmiertelna i musi umrzeć. Pan go wysłuchał ze względu na jego pragnienie bycia prawym człowiekiem i ze względu na swoją litość. Moje życie nie było tak prawe jak króla Ezechiasza, ale teraz mam takie pragnienie, aby było ono prowadzone właśnie w Panu i ufam Jezusowi, że nie chce śmierci grzesznika, ale zawsze, aby się nawrócił i żył. Mam pewność, że On mnie miłuje, ja chcę na Jego miłość odpowiedzieć i stawać się święty przez nawrócenie z moich grzechów. Mało tego przygotowując się do sakramentu pojednania i pokuty przez kontemplację pod Krzyżem razem z Chrystusem Jego Męki odczuwałem, że On tak bardzo cierpiał za wszystkie moje grzechy i dlatego muszę się w życiu uwrażliwić nie tylko na te, które jako ciężkie odłączały mnie od Jego miłości, ale również na każdy grzech i ten w wymiarze lekkim, aby Ofiara Chrystusa nie poszła na marne. Klęczałem pod Krzyżem mając poczucie, że to za mnie osobiście Jezus bardzo cierpi. Z tego wyniknęło to, co jest głównym owocem tegorocznych rekolekcji - moje głębsze oczyszczenie i uwrażliwienie na to, aby wchodzić na wyższy stopień pokory tzn. taki, w którym nie chcę już świadomie i dobrowolnie popełniać nawet grzechów lekkich za żadną cenę czyli nawet utraty swojego życia. Taka jest definicja II stopnia pokory według św. Ignacego i tak chcę żyć. Gdyby nie rekolekcje nie byłoby skoku jakościowego mojej wiary i pragnienia zmiany swojego życie wciąż na nowo. A miłość do Jezusa został rozbudzona we mnie w o wiele większym stopniu przez kontemplację Jego życia od wcielenia Syna Bożego, aż do Niedzieli Palmowej, jakie przeżyłem w czasie II tygodnia "Ćwiczeń duchownych". Szczególnie poruszyła mnie obok kontemplacji "O trzech stopniach pokory" ta, którą św. Ignacy zatytułował "O dwóch sztandarach". Widząc oczami wyobraźni dwa wielkie przeciwstawne obozy wojsk Jezusa i Lucyfera nie miałem żadnej wątpliwości, że chcę i pragnę całym swoim życiem kochać i służyć Jezusowi pod Jego sztandarem i ze wszystkich sił przeciwstawić się obozowi zła, zgadzając się na duchowa walkę z mocami ciemności. Reforma życia i konkretne postanowienia, które podjąłem w wyniku rekolekcji przede wszystkim zakładają większe uwrażliwienie na głos Boży i na to prowadzenie mnie natchnieniami Ducha Świętego, abym mógł się Jemu całkiem poddać we wszystkim. Wiem, że Duch Święty chce mnie nie tylko prowadzić, ale też i uświęcać. Zrozumiałem, że rachunek sumienia jest modlitwą w Duchu Świętym, w której poznaję prawdę o sobie i rozeznają wolę Bożą. Dlatego moje ważne postanowienie rekolekcyjne jest takie, by odprawiać tzw. szczegółowy rachunek sumienia systematycznie. Ponadto, abym ustalił stałe pory, w których będę wielbił Pana w medytacji Słowa Bożego. Moim postanowieniem jest też, aby w jakiś sposób medytacja Słowa projektowała się na cały mój dzień i abym też usilnie starał się zachować taką postawę zjednoczenia z Bogiem w czasie mojej pracy zawodowej. Mam też zachować to wszystko co dobre czyniłem do tej pory, a więc codzienną Eucharystię i wieczorne krótkie czytanie Słowa z dnia, które będę medytował następnego dnia. To nie są myśli jakby wymuszone wynikające tylko z obawy o konsekwencje grzechu, ale przede wszystkim płynące ze wzrostu miłości we mnie z tego, że pragnę czynić przede wszystkim dobro ze względu na Chrystusa. Rośnie we mnie pragnienie przebywania z Panem na stałe, bycia z Nim. Czy mogę czynić jeszcze inaczej niż tylko tak, jak Pan chce, abym czynił? Żyję w świecie i żyć będę nadal, ale to moje życie przeżywam już jako relacją z żywym Bogiem- moim Zbawicielem. Mam dojrzałe dzieci, które sam wychowałem i wiem czego im zabrakło i dlatego teraz żyją po części niestety jak ludzie świata. Mam jednak nadzieję, że moje obecne świadectwo życia będzie chociaż pytaniem dla nich o to, dlaczego tak się zmieniłem i że oni - moi bliscy też zapragną nawrócenia. Choć może się komuś wydawać, że niemłoda przecież osoba jaką jestem trochę "zbzikowała", ale to moje małe "zwariowanie" dla Chrystusa jest autentyczne i nie mogę żyć inaczej jak tylko świadcząc o tym, co Pan mi uczynił, jak zauważył mnie z moim życiem, z moim pragnieniem miłości i powołał jako grzesznika do życia z sobą w pełnym wymiarze jak uczeń z Mistrzem i jak przyjaciel z Przyjacielem. Chwała Panu!

     Czegoś pragnąłem, czegoś łaknąłem, niepokój w sobie miałem
     Tobie Panie się zawierzyłem, Tobie grzechy oddałem, a pozwoliłeś zakochać się
     i w Tobie się zakochałem.


zdjęcia | powrót do kroniki
.
.
| Start | Idea, działalność | Wydarzenia | Wspólnota, przyjaciele | Formacja duchowa | Wydawnictwo | Kontakt |
.
. .
fundacja ewangelizacja media odnowa miłość sobór wspólnota mocni w wierze największa jest miłość kościół charyzmaty Duch Święty muzyka chrześcijańska liturgia centrum kultury chrześcijańskiej NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ Fundacja Ewangelizacyjno Medialna wspólnota Mocni w wierze