.
Fundacja NJM
Start Idea, działalność Wydarzenia Wspólnota, przyjaciele Formacja duchowa Wydawnictwo Kontakt 
.
.

Wydarzenia - rozwinięcie: Ćwiczenia Duchowne św. Ignacego Loyoli I i II tygodnia
we wspólnocie "Mocni w wierze", Marcinków, VII.2011

zdjęcia | powrót do kroniki


     Na duchowy program dnia składały się: jutrznia, trzy wprowadzenia i medytacje, konferencja, Eucharystia, adoracja Najświętszego Sakramentu, spotkanie indywidualne w kierownictwie duchowym. Podjęliśmy się przeżywania pierwszego tygodnia rekolekcji ignacjańskich w wymiarze pięciu dni (w sumie 15 medytacji) i drugiego tygodnia rekolekcji w wymiarze sześciu dni (16 kontemplacji i powtórkowa). Po zakończeniu I tygodnia odbyła się spowiedź generalna każdego z uczestników oraz tego samego dnia po Eucharystii indywidualna modlitwa o łaskę nawrócenia i uzdrowienia przed Najświętszym sakramentem. Przedostatniego dnia rekolekcji podjęliśmy się modlitwy o "chrzest w Duchu Świętym", o nową moc Ducha oraz Jego dary i charyzmaty potrzebne do pełnienia woli Bożej i życia w Duchu Świętym dla każdego z uczestników. Ostatniego dnia w czasie Eucharystii dziękczynnej za dar Ćwiczeń i osób w nim posługujących, po przyjęciu Komunii świętej każdy z uczestników wyznał osobiście wiarę w Jezusa we wspólnocie Kościoła.
     Trudno jest werbalnie wyrazić to, co stało się dla każdego z nas w tym tak krótkim według ludzkiej ekonomii czasie, ale najlepiej wyrażają to słowa z Pisma Świętego: "przeżyliśmy czasów wiele" Potwierdziło się po raz kolejny to, że w czasie Ćwiczeń doświadczamy i dotykamy Boga w sposób jasny i oczywisty jako najbardziej realnej i rozpoznawalnej rzeczywistości. I to, że jest to autentyczny przedsmak wieczności, w której opadnie całkowicie kurtyna świata, która tak często przesłania a może i całkiem zasłania nam Boga. W czasie rekolekcji widzimy najlepiej jak iluzoryczne jest życie, takie: "jakby Boga nie było", na własny użytek, według ludzkiego "widzi mi się"...
     Przeżywanie pierwszego i drugiego tygodnia w jednym ciągu sprawiło, że każdy z nas mógł się jeszcze dokładniej przyjrzeć sobie, "wejść w siebie" jak mówi św. Ignacy, poznać prawdę tego kim jest, a kim jest Chrystus- Miłość, tak żeby Go bardziej ukochać i naśladować. Poznać to, jaka zasłona świata, jaki grzech, jakie pozory stwarzane przez złego ducha sprawiają, że nie mogę być tym, kim w Bożym planie od zawsze mam się stawać, że nie mogę być święty, że nie mogę kochać i być kochanym, że jestem chory wewnętrznie, fizycznie, zniewolony samym sobą, swoim ego, albo tym światem, z jego sprawami, rzeczami, stworzeniami, tym co nie ma wcale wartości przed Panem, ale opóźnia i hamuje zbawienie.
     Pierwszy tydzień Ćwiczeń Duchownych, w którym mogliśmy poznawać w Bożym miłosierdziu głębszą prawdę o nas samych tym razem spełnił dokosnałe rolę wprowadzenia nas dalej, głębiej, do drugiego tygodnia Ćwiczeń , żeby zrobić dalszy krok w wierze. Jego założeniem było przedstawiać Bogu to, co zostało odkryte w pierwszym tygodniu i spowodować "wyschnięcie" tego źródła zła, głównego zródła grzechów w naszym życiu (tzw. wady głównej), aby opowiedzieć się z całą mocą po stronie Chrystusa. Stanąć pod Jego sztandarem jako uczeń gotowy pełnić wolę Mistrza i  Pana, definitywnie odrzucając królestwo ciemności i sztandar jego księcia- szatana wraz z jego pokuszeniami do złego. Zostaliśmy wezwani, aby wziąć swój krzyż i ponosić takie trudy i ofiary jak Jezus, aby mieć taką samą radość i szczęście jak Jezus z pełnienia woli Ojca. Cierpieć z Nim, aby następnie z Nim też również królować w chwale. Stać się ostatecznie uczestnikiem tego samego raju, w którym On przebywa. I to co było założeniem II tygodnia dokonywało się w nas przez wytrwałą miłość, poddawanie się Duchowi Świętemu w kontemplacjach o Wcieleniu, Narodzeniu i niektórych kluczowych wydarzeniach z życia Chrystusa. Przez poznawnaie Osoby, zakochiwanie się w Nim, zauroczenie Jego wewnętrznym pięknem, wolnością, Jego człowieczeństwem, bosko-ludzką miłością do nas (ukrytą w tajemnicy Jego Serca), Jego ciepłem, łagodnością, pokorą, wyrozumiałością dokonywała się w nas pozytywna przemiana. Polegała ona na zastępowaniu w nas złego afektu- dobrym, złych uczuć - dobrymi, złych nawyków, przyzwyczajeń i wad - cnotami, a różnorakich zniewoleń wolnością wewnętrzną opartą o świętą obojętność. Powoduje to widzenie świata tak, jak Bóg go widzi, a w konsekwencji używanie go o tyle, o ile służy to do zbawienia, a odrzucanie go w tym, co jest do tego przeszkodą. W ten sposób umierała w nas ta egoistyczna miłość własna, a rodziła się ta Chrystusowa, płynąca z poznania i ukochania Jego Osoby służebna miłość do Boga i ludzi.
     O owocach duchowych ćwiczeń dla poszczególnych uczestników niech powiedzą ich osobiste świadectwa:

     Ania:

     Sam Jezus wezwał mnie w tym roku po raz kolejny na rekolekcje w to samo miejsce, zaprosił do podróży "przez pustynię", na której moja dusza na nowo doświadczyła działania Bożej miłości. Pan objawił mi prawdę o mnie, o moim życiu, o przywiązaniu do własnych schematów działania, błędnych mniemaniach i intencjach, którymi się kierowałam.
     W głębi duszy tkwiło ogromne pragnienie poznania tego wszystkiego, co nie pozwala prowadzić życia według Bożej woli, wprowadza zaciemnienie, zamęt i w rezultacie oziębłość wiary. Już przed wyjazdem Jezus dał mi "znać", że On, będąc Drogą, Prawdą i Życiem rozjaśni to wszystko, co przede mną zakryte, na co jestem ślepa, przemówił do mnie słowami: "Głębia przyzywa głębię hukiem wodospadów". On z głębi swojego miłosierdzia obiecywał objawienie mi prawdy o mojej głębi, prawdy, która wyzwala.
     Nie do końca jednak rozumiałam, co mnie spotka i trochę powątpiewałam w duchu, pytając, czym mnie Pan może jeszcze zaskoczyć?
     Wydawało mi się, że już tak długo trwam we wspólnocie, że po kilku latach i dwukrotnym przeżyciu I tygodnia ćwiczeń Ignacjańskich, wiem na tyle dużo i umiem już tak zbliżyć się do Pana, że może to już wystarczy, aby uznać siebie za człowieka żyjącego zgodnie z Bożą wolą. Nic bardziej mylnego. Okazało się, że takie myślenie skutecznie wiodło mnie na manowce. Dopiero rozpoznanie, co jest źródłem mojego grzechu, co oddziela mnie od życia według woli Bożej i jest wciąż odrastającym chwastem zła, pozwoliło mi wyprostować swoje ścieżki i iść za Chrystusem.
     Pycha, miłość własna, chęć samodoskonalenia i uznania w oczach świata, a nie pokorne wsłuchiwanie się w słowo Boże i poddanie się Jezusowi panowały w moim sercu. Zamiast rozpoznawania woli Jezusa w wytrwałej modlitwie było "przyczepianie" tej modlitwy do reszty życia jako jeszcze jednego "elementu układanki". Z czasem poawiło się coś, co można nazwać "wykonywaniem modlitwy". W praktyce Jezus był wciąż obok moich doczesnych zajęć, a nie w nich. Byłam Martą zatroskaną głównie o to, aby wszystko ułożyć doskonale według własnego pomysłu. Takie podejście skutkowało tym, że czułam się niedoceniana, zmęczona, niepotrzebna, obciążona zbyt wieloma rzeczami, z pretensjami do Boga i bliźnich, że mnie pozostawili i nie chcą pomagać.
     Zauważyłam też, jak wielkim zaniedbaniem z mojej strony było lekceważenie modlitwy rachunku sumienia, jak wielką też wykazuję często niewdzięczność, nie dziękując za dobro od Pana otrzymane przez ludzi bliskich, przez braci w wierze, a traktując to wszystko, jakby mi się należało.
     Teraz po ćwiczeniach odkrywam co dzień głód Boga w sobie, widzę, jak On sam troszczy się o moją duszę i darzy ogromną miłością, przywraca mojemu życiu właściwy porządek i godność. Jak to się dzieje? Przez "odwrócenie" wagi rzeczy, które mam dane każdego dnia. Modlitwa i przebywanie z Jezusem jako przyjacielem na pierwszym miejscu (na to nie może zabraknąć czasu), Eucharystia, rachunek sumienia to stały fundament każdego działania i wykonywania codziennej pracy. Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, wtedy wszystko jest na swoim miejscu. Pan wtedy decyduje nie ja i w Nim wszystko jest udane. Rodzi się radość, miłość, pokój, cierpliwość i ufność - owoce Ducha Świętego.
     Cwiczenia św. Ignacego są dla mnie wielkim darem od Pana dla każdego chrześcijanina na drodze nawrócenia. W nich tkwi łaska przemiany serca i życia, i dogłębne przekonanie o tym, że Bóg-Trójca Święta to sama miłość i dobro dla człowieka.
     Ćwiczenia dają także umiejętność praktycznego życia wiary w każdym stanie i w każdym położeniu.
     Modlitwa jako spotkanie z miłującym Ojcem to nie obowiązek, a przywilej. Pan daje siebie w swoim Słowie, w sakramentach, w Eucharystii, w rodzinie. Doceniłam łaskę płynącą z sakrarnentu małżeństwa, gdzie oboje jesteśmy dani sobie na drodze do zbawienia i dani na świadectwo wiary dla innych w tym świecie. Drogą przemiany chcemy iść razem. Chwała Panu za odnowienie naszego związku.

     Jędrek:

     Najbardziej odpowiednie do opisania owoców tych Ćwiczeń Duchownych jest chyba Słowo z Listu do Rzymian: "Nikt z nas nie żyje dla siebie..." (Rz 14,7). Pan Bóg upomniał się szczególnie o wszystko, co odkryłem na poprzednich rekolekcjach, ale w pracy nad sobą w praktyce jeszcze tego nie podjąłem. Nie wszedłem w walkę duchową, aby nie tyle poznać swój grzech, ale by znając go, doprowadzić do wyschnięcia źródła jego pochodzenia. Dlatego mimo dobrych chęci wciąż byłem pokonywany przez moje słabości. W czasie tych Ćwiczeń dokonało się moje nawrócenie na nowo, polegające na tym, że teraz jestem zdeterminowany i otrzymałem do tego Bożą moc, aby nie dawać okazji złu przez swoją słabość. Zrozumiałem, że aby do końca zwyciężyć i usunąć źródło grzechu, muszę zrobić to, co święty Ignacy nazywa zastąpieniem złego afektu dobrym.
     Odkryłem, że aby tego dokonać oraz wytrwać w dobrem i powiększać je, muszę najpierw pokochać wartości, które pochodzą od Boga. W Bożym świetle ujrzałem, że powinienem lenistwo zamienić w gorliwość, zamknięcie w sobie na czynną miłość bliźniego, miłość własną na służbę Bogu i ludziom, zewnętrzne spojrzenie na nich w umiłowanie woli Boga wobec nich, życie tylko dla siebie w życie na większą chwałę Boga i pożytek bliźnich dla ich zbawienia. Teraz ufam, że przez to, dzięki Łasce Bożej oraz większemu skierowaniu ku rozpoznawaniu Jego woli, dążeniu do naśladowania Chrystusa szczególnie w wolności wewnętrznej (ubóstwie duchowym), uda mi się skutecznie przezwyciężać moje grzechy.
     W czasie konferencji "Droga Ćwiczeń Duchownych drogą dojrzałości chrześcijańskiej" otrzymałem wyraźne światło, że poprzestawanie na minimalnym spełnianiu moich obowiązków zarówno życiowych, jak i "obowiązków" duchowych, bez pragnienia większej miłości i utożsamienia się z Chrystusem, który wszystko poświęcił dla miłości, nie doprowadzi mnie do dojrzałości chrześcijańskiej czy nawet tej ludzkiej, społecznej. A ja żyłem z dnia na dzień, bez pomysłu na wykorzystanie czasu. Zwykle kończyło się to na marnowaniu go, zdolności oraz kontaktu z Bogiem i ludźmi. Działo się tak, dlatego że zasadniczym punktem odniesienia w podejmowaniu decyzji (właściwie w jej niepodejmowaniu) byłem ja sam i moja wola oraz własna wygoda. Na tym polegała moja niedojrzałość, która powodowała również lęk przed dokonaniem wyboru, z obawy przed błędem. Dotyczyło to zarówno zwykłych spraw, jak czas modlitw i prac domowych, a kończyło się na lęku przed przyszłością.
     Brak stanowczego nawrócenia jako przezwyciężenia źródła grzechu powodowało osłabienie mojej woli i zaniedbywanie tego, co otrzymałem jako dar od Boga, abym Go nim chwalił. Dotyczy to między innymi rozwijania umiejętności muzycznych, do czego szybko się zniechęcałem, nie widząc efektów, jakich bym sobie życzył. Nie brałem jednak pod uwagę, że dar ten nie tylko ma sprawiać radość mnie i innym ludziom, ale samemu Chrystusowi. Zaniedbywałem też kontakty z ludźmi, szczególnie jeśli chodzi o dzielenie się doświadczeniem wiary. Nawet gdy miałem dobrą myśl, natchnienie, żeby spotkać się z kimś, odkładałem to ciągle na później, zasłaniając się tym, że nie wiem, co mógłbym powiedzieć o moim spotkaniu z Bogiem.
     Żyłem sam dla siebie, "zaliczając" tylko kolejne modlitwy i zajęcia, jednak bez zjednoczenia z Bogiem oraz Jego wolą. Nawet na modlitwie i w przyjmowaniu Sakramentów nie czułem zjednoczenia z Nim. To dlatego że niedbale przygotowywałem się do Nich. Wszystko co opisałem brało się jednak przede wszystkim z powierzchownego spojrzenia na siebie, innych i świat, zadawania sobie pytania "czym są dla mnie?", zamiast "jaka jest wola Boża wobec nich?". Dlatego w czasie tych Ćwiczeń zrozumiałem, że nie tylko muszę złe uczucia zastąpić dobrymi, ale też całym sobą umiłować to co dobre - samego Jezusa oraz wszystko, co On wniósł na świat jako Zbawiciel.
     Teraz wiem, że zdołam wytrwać w dobrych postanowieniach tylko wówczas, gdy będę kierował się miłością do Jezusa i Ignacjańskim "magis" ("więcej"), a nie poczuciem obowiązku wobec Boga. Muszę weryfikować swoje postępy w rachunku sumienia, kierownictwie duchowym oraz przez lekturę duchową. Wiem że nie mogę zamykć się na poznanie prawdy o sobie, ponieważ grozi mi uśpienie duchowe, w którym nie słyszę Boga ani ludzi. Pan Bóg "obudził" mnie jednak, czego potwierdzeniem było dane mi w czasie modlitwy nade mną o "chrzest w Duchu Świętym" Słowo z Dziejów Apostolskich (por. Dz 20,7-12). Zobaczyłem siebie samego w osobie Eutycha, który siedząc w oknie na piętrze zasnął w środku nocy, podczas opowiadania świętego Pawła Apostoła i spadł na ziemię, zabijając się. Pogrążył się we śnie, mimo że Paweł opowiadał o wielkich dziełach Boga, jakich dokonuje przez jego ręce, dlatego że Eutych siedząc w taki sposób, przebywał częściowo w świetle, a częściowo w mroku. Przez to słowo pojąłem, jak niebezpieczna duchowo jest taka sytuacja, dlatego dziękuję Bogu i wielbię Go za czas tych rekolekcji, że nie pozostawił mnie w takim stanie ducha, ale znów upomniał się o moje życie.
     Chwała Panu, alleluja!


zdjęcia | powrót do kroniki
.
.
| Start | Idea, działalność | Wydarzenia | Wspólnota, przyjaciele | Formacja duchowa | Wydawnictwo | Kontakt |
.
. .
fundacja ewangelizacja media odnowa miłość sobór wspólnota mocni w wierze największa jest miłość kościół charyzmaty Duch Święty muzyka chrześcijańska liturgia centrum kultury chrześcijańskiej NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ Fundacja Ewangelizacyjno Medialna wspólnota Mocni w wierze